Opowieści wnuczki i płynące z nich nauczki

Kiedy miałam trudniejsze zadanie domowe, albo po prostu wpadło mi do głowy jakieś ciekawe pytanie, wiedziałam, że jest jedna osoba, która z pewnością będzie potrafiła mi pomóc. Mój dziadek oczywiście nie wiedział wszystkiego, ale z pomocą sporej biblioteczki był w stanie znaleźć odpowiedź na każde pytanie.
Z kolei drugi dziadek był jednym z nielicznych ludzi, którzy naprawdę szczerze cieszą się z odwiedzin. Niezależnie od pogody, zawartości lodówki, stanu zdrowia – wystarczyło tylko lekko uchylić drzwi i zawołać: „Cześć dziadek!”, żeby zobaczyć, co to znaczy radość na czyjś widok.
Dzisiaj jest ich święto i chociaż obaj zmarli kilka lat temu, to bardzo często o nich myślę. Bo dzięki nim jestem tym, kim jestem. Takich dziadków życzę każdemu.

Ostatnio na Fejsbuku pojawia się mnóstwo obrazków z serii: Bądź mądry/dobry/super jak...
Dobrze jest mieć jakiś wzór, ale niedobrze jest na siłę starać się być jak ktoś inny. Wiem, wiem, nie rozumiem, że to żart, zabawa, kolejny pomysł na zalepianie tablic, żeby przypadkiem nie było nudno...
Nawiasem mówiąc przeczytałam ostatnio świetny esej Z. Baumana na temat mody. Pisze on, że jest to swoisty paradoks – moda z jednej strony ma nam pomóc się wyróżnić, a z drugiej chcemy dzięki niej pasować do otoczenia. Niby proste, ale sama nigdy o tym w ten sposób nie myślałam.

W każdym razie – jeśli zastanawiam się nad tym, jaki wpływ mieli na mnie dziadkowie i dlaczego byli i są dla mnie tak ważni, to jednym z pierwszych spostrzeżeń jest to, że oni nigdy nie mówili mi, że mam być jak ktoś. Owszem, zachęcali do nauki różnych ciekawych rzeczy, pomagali rozwijać zainteresowania, często podsuwali mi pomysły, ale nigdy nie mówili, że „Ola zna 5 języków. Ola jest mądra. Bądź jak Ola”. Pamiętam, że w zamierzchłych przedszkolnych czasach, kiedy nauka języków nie była oczywistą oczywistością, dziadek namawiał mnie do nauki angielskiego. Ale nie dlatego, że dzięki temu łatwiej znajdę pracę czy że wypada znać ten język. Takie argumenty nie przekonają sześciolatki. Ale za to „Jak się nauczysz mówić po angielsku, to będziemy sobie mogli w tajemnicy rozmawiać i inni nie będą nas rozumieć” wydawało się ogromnie kuszącą perspektywą. Wprawdzie jako tako posługiwać się tym językiem nauczyłam się dopiero kilkanaście lat później, ale wspomnienie (i motywacja! Dziadek był samoukiem!) pozostało...

Cóż, o dziadkach mogłabym opowiadać godzinami... Ale chciałabym jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy. Jeśli już mówimy o tym, że warto być przede wszystkim sobą (stań przed lustrem i powiedz: „Bądź jak ja!”), to pamiętajmy też o tym, że dobrze jest mieć odwagę do mówienia o swoich uczuciach. To na pewno nie jest łatwe, prawie nigdzie nas tego nie uczą, ale kurczę! Potrafimy mówić/pisać o wszystkim, zwłaszcza o głupotach. Lajkujemy co się da. Wrzucamy zdjęcia psów w czapkach i rysunki przebranych kotów (tak, znów się czepiam), ale powiedzieć komuś SZCZERZE, że się go lubi? Zaraz włącza się nam alarm: „Ale co ona/on sobie o mnie pomyśli? Czy ja zwariowałem? Przecież chyba ona/wie, że ją/go lubię. Po co o tym mówić?”. Hmm, a co jeśli ta osoba potrzebuje takich słów? Jeśli ma dzisiaj słaby dzień? Jeśli Twoje słowa byłyby w tej chwili dla niej najbardziej potrzebną rzeczą na świecie?

Och, nie myślcie, że ja jestem taka w tym dobra. Mówienie takich słów („Dobrze, że jesteś”, „Lubię cię”, „Kocham cię” itd.) czy choćby wysłanie serduszka lub całuska wcale nie przychodzi mi łatwo. A kiedy zaczęłam jakiś czas temu o tym myśleć i próbować tak robić, to dopiero było mi ciężko.
Ale wart, wart, warto! Mariusz Szczygieł napisał książkę pt. „Zrób sobie raj”. No to zrób sobie raj! I przy okazji zaproś do niego innych. „Każdy cud zwykły jest i codziennie zdarza się” :)

Trochę dzisiaj tu namieszałam tematów, ale w końcu czego się spodziewać w lesie rzeczy?

Komentarze