Co to ma być za nazwa albo skąd mi się biorą takie rzeczy
Silva rerum czyli las rzeczy. Trafiłam
na to pojęcie na lekcjach polskiego w liceum i tak mi się
spodobało, że zatytułowałam w ten sposób (teraz już mogę się
przyznać) jeden z moich zeszytów, który pełnił funkcję
dziennika, pamiętnika, notesu na, nazwijmy to, różnego rodzaju
formy literackie. Według Wikipedii „sylwy
staropolskie przybierały postać dwoistą – były
poetycko-filozoficznymi "wirydarzami", "ogrodami",
"hortulusami", czyli zbiorami, w których obok prozaicznych
zapisków z życia codziennego autora rękopisu przeważały teksty o
charakterze literackim bądź refleksyjnym.”
Czyż to nie wspaniała sprawa dla kogoś, kto chce „coś” pisać,
ale jeszcze sam do końca nie wie o czym?
Oczywiście
korzystam z tej nazwy z pewną nieśmiałością, bo nie odważyłabym
się nazwać swoich zapisków ani poezją ani filozofią. W każdym
razie postanowiłam, że oprócz zapisywania różnorakich przemyśleń
(lub „jak to młodzież dzisiaj mówi”: rozkminek) w ukochanych
papierowych zeszycikach, spróbuję swoich sił w przepastnej
przestrzeni blogów.
Aby dodać temu wywodowi nieco
intelektualnego charakteru (a co tam!) zrobię teraz to, co uwielbiam
robić w każdych okolicznościach– posłużę się wypisanym skądś
(w tym wypadku ze „Sztuki powieści” M. Kundery) cytacikiem.
„Pozornie nie istnieje nic bardziej oczywistego, dotykalnego, wyczuwalnego niż chwila obecna. A przecież całkowicie nam się ona wymyka. Cały smutek życia to właśnie to. W ciągu sekundy nasz wzrok, słuch, nasze powonienie rejestrują (świadomie bądź nie) nawał zdarzeń, a przez naszą głowę przelatuje pochód wrażeń i myśli. Każda chwila jest małym wszechświatem, o którym w chwili następnej, nieuchronnie zapominamy”. Wspaniałe! Każda chwila jest małym wszechświatem! Przeczytaj to sobie proszę na głos. I jak? Potrafisz w to uwierzyć?
W poprzednim wpisie trochę pomstowałam (chociaż nie zawsze wprost) na te wszystkie tablety, fejsbuki i internety. Ale jednak – czy to nie jest odpowiedź współczesnego człowieka na uniwersalną potrzebę zapamiętania, utrwalenia chwili czyli – uwaga!- własnego życia?
„Pozornie nie istnieje nic bardziej oczywistego, dotykalnego, wyczuwalnego niż chwila obecna. A przecież całkowicie nam się ona wymyka. Cały smutek życia to właśnie to. W ciągu sekundy nasz wzrok, słuch, nasze powonienie rejestrują (świadomie bądź nie) nawał zdarzeń, a przez naszą głowę przelatuje pochód wrażeń i myśli. Każda chwila jest małym wszechświatem, o którym w chwili następnej, nieuchronnie zapominamy”. Wspaniałe! Każda chwila jest małym wszechświatem! Przeczytaj to sobie proszę na głos. I jak? Potrafisz w to uwierzyć?
W poprzednim wpisie trochę pomstowałam (chociaż nie zawsze wprost) na te wszystkie tablety, fejsbuki i internety. Ale jednak – czy to nie jest odpowiedź współczesnego człowieka na uniwersalną potrzebę zapamiętania, utrwalenia chwili czyli – uwaga!- własnego życia?
Piszę tego bloga między innymi po to, żeby „pochód
wrażeń i myśli” nie zniknął za najbliższym zakrętem. I nawet
jeśli nikt tego nie przeczyta, to ja sama za jakiś czas tu spojrzę
i będę miała szansę zobaczyć jak daleko (lub blisko) odeszłam
od Kasi siedzącej w tym momencie przed laptopem. To świetne
doświadczenie! Pomaga złapać pewien dystans („Ja naprawdę coś
takiego napisałam?!!! Ups...”), ale też sprawdzić czy udało mi
się w tak zwanym międzyczasie jakoś się rozwinąć (czy coś w
tym rodzaju). Bo chyba w gruncie rzeczy o to chodzi: żeby
nie przesiedzieć życia w jednym miejscu, żeby codziennie wieczorem
nie myśleć: znów zmarnowałam swój dzień. Choćby małymi
kroczkami, ale do przodu!
A
z innej (chociaż niezupełnie) beczki: czytam teraz książkę
Swietłany Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”.
Następnym razem napiszę o tym więcej, teraz jednak (bo bardzo
lubię kończyć pisanie cytatem) pokażę Wam fragment zdania, który
w jakiś sposób oddaje moje uczucia kiedy siódmy raz czytam to, co
właśnie napisałam: „[bohaterki książki] siedzą i wsłuchują
się w siebie. W dźwięki swojej duszy. Porównują je ze słowami”.
No więc właśnie robię coś takiego. I myślę, że wiecie o
co chodzi, bo chyba każdy mówiąc/pisząc/rysując/tworząc próbuje
jak najdokładniej oddać obraz swojego wnętrza. Nawet jeśli się
do tego nie przyznaje. Kropka (bo nigdy nie skończę).
Komentarze
Prześlij komentarz