Polska gola, czyli biegiem pod tęczę

Mam w pokoju szafę. A w szafie potwora. Oczywiście potwór zwykle siedzi głęboko ukryty za wielkim plecakiem i zimowym płaszczykiem, bo jedną z najważniejszych potworzych cech jest obcość. A obcość buduje się m.in. poprzez rzadki kontakt. Jeśli więc potwór ma dla mnie być potworem, nie może pozwolić, żebym się z nim oswoiła. No więc mam w szafie tego potwora, ale zazwyczaj nie dostrzegam jego obecności. Żyję sobie spokojniutko, czytam, piszę, gotuję i co tam jeszcze... Aż nagle przychodzi TEN moment i potwór postanawia wyleźć na zewnątrz, żeby mnie porządnie nastraszyć. Wybiera sobie naturalnie najmniej odpowiednie (z mojego punktu widzenia) momenty i próbuje zmusić mnie do schowania się pod kołdrą. Cel: uniemożliwić mi realizację postanowień, marzeń i wyzwań. Ten potwór nazywa się Strach/Lęk/Panika (w zależności od humoru wybiera sobie jedno z tych imion i przyjmuje odpowiednią pozę).

Pierwsza randka, rozmowa o pracę, przeprowadzka, zmiana pracy, wybór studiów i tak dalej. Sprawy (wydarzenia), na których nam zależy, o których marzymy i które mają nam pomóc w realizacji naszego potencjału (ho ho ho jak to brzmi! Ale przecież o to nam w gruncie rzeczy chodzi).
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ON. Czasem wmawia nam, że jesteśmy beznadziejni, że i tak nam się nie uda, że nie mamy najmniejszych szans i tylko się wygłupimy. Innym razem wyolbrzymia to, czego trochę się obawiamy (bo wiadomo - jeśli by nas te wszystkie ważne rzeczy nie ruszały, to coś byłoby nie tak) do gigantycznych rozmiarów. Albo próbuje nas przekonać, że nie tędy droga, że podejmujemy najgorszą w życiu decyzję i że będziemy tego wkrótce żałować.
Znacie to, prawda?

Stres czy mała obawa ogólnie są w porządku. To znaczy pilnują, żebyśmy nie podeszli do Ważnych Spraw na zbyt dużym luzie. Wielkie Sprawy są wielkie i nie powinniśmy ich lekceważyć (lekce sobie ważyć - uwielbiam ten zwrot!). ALE. Ale nie możemy też pozwolić, żeby potwór z szafy z nami wygrał. Bo co? On sobie potem znowu zaśnie między szalikami, a my zostaniemy z ręką w nocniku (to też jest świetne powiedzonko!).

Dzisiaj nasi dzielni piłkarze zagrali kolejny mecz na Euro. Podejrzewam, że mimo wszystko (wiecie: "Awans mamy zapewniony" itp.) jednak jakoś ten mecz przeżywali. Może nawet się denerwowali. Może nawet Lewy, który jest kotem na stadionie, który ma na barkach wszystko tylko nie łupież, który ma szczęśliwe sznurówki, odrobinę się stresował. Ale wyszedł na to boisko. I pozostali też. (Jasne, to ich robota, mają z tego niezłą [?] kasę i w ogóle.... ale właściwie co z tego? Czy Ty zdecydowałbyś się nawet za wielką kasę zaryzykować, że "cała Polska" Cię zje jak nie strzelisz gola albo, co gorsza, strzelisz, ale we własną bramkę?).

Po co ten przykład? Bo może posłużyć jako ostatnia deska ratunku w chwilach paniki. Bo nawet jeśli coś mi się nie uda, to będzie o tym wiedzieć najwyżej kilka osób. I nie będę musiała oglądać miliona powtórek z moją porażką (w ogóle pojęcie porażki jest baaardzo dyskusyjne. Jak się dobrze przyjrzeć, to (uwaga! kolejny banał!) każda tak zwana porażka może okazać się pożyteczna), czytać niezliczonych ocen, komentarzy, analiz, wysłuchiwać miliarda pretensji i zdań w stylu "Gdybym to ja tam był...". Najlepiej oczywiście nie dać się przekonać/pokonać strachowi, ale jak już nie ma innej rady, to uświadomienie sobie, że nie jestem Lewandowskim, Kapustką czy Milikiem pozwala złapać oddech.

A po co właściwie ten wpis? Przecież Ameryki nie odkrywam*. Ale napisałam go dla siebie i dla dwóch moich koleżanek, ponieważ jesteśmy obecnie szczególnie narażone na atak tego z szafy (chociaż każda z innego powodu). Każdy z nas się czegoś boi, ale w życiu chodzi o to, żeby próbować znaleźć początek - koniec tęczy** i garnek z naszymi marzeniami. Kropeczka.

* Co to znaczy "odkrycie Ameryki"? Pan K.K. odkrył Amerykę dla Europejczyków (bo przecież nawet nie dla siebie, znamy tę historie z Indiami), ale przecież n i e odkrył jej jako takiej. Bo była już zamieszkana przez ludzi, którzy od iluś setek lat odkrywali ją codziennie dla siebie. A to że Santa Maria, Nina i Pinta szczęśliwie przepłynęły Atlantyk równie dobrze może znaczyć, że Indianie odkryli mieszkańców "Starego Świata".

** Tęcza w ostatnich latach stała się, przynajmniej w niektórych środowiskach, symbolem nieco kontrowersyjnym. Ale my wiemy, że jest ona dobrym znakiem (i na jej końcu, tudzież początku, znajdują się przepiękne skarby)

Komentarze