Między słowami

Na początku było Słowo. Nawiasem mówiąc, na początku był Logos - coś więcej niż słowo. No ale dobrze, załóżmy, że słowo w najbardziej podstawowym znaczeniu. Żeby słowo mogło w pełni wybrzmieć, najpierw musi być cisza. Czyli mamy ciszę o wielkim znaczeniu oraz słowo - także o wielkim znaczeniu. Jedno bez drugiego nie istnieje, lub, w najlepszym wypadku, jest niepełne.

O konsekwencjach ciszy (milczenia - powstrzymania się od słów) i słowa (słów układających się w zdania) opowiada film, który obejrzałam w ubiegłym tygodniu, ale o którym potrafię powiedzieć więcej dopiero teraz. Mowa o "Powrocie" (tytuł oryginału: "The daughter" - czyli córka... O rozbieżnościach w tłumaczeniu tytułów powiedziano już wiele... Chociaż w tym przypadku można by się o małą analizę: różnica w tłumaczeniu jest tu moim zdaniem bardzo znacząca i świadczy - może świadczyć- o zupełnie różnym położeniu akcentów. Wersja anglojęzyczna podkreśla podmiotowość córki - czyni z właśnie z niej główna bohaterkę, postać kluczową, wokół której rozgrywa się akcja filmu i której losy i przeżycia dotykają nas najbardziej. Z kolei polski tytuł akcentuje rolę powracającego w rodzinne strony mężczyzny, który zburzy względny spokój swoich najbliższych. Czy ta różnica wiąże się także z odmiennym traktowaniem kobiet w Polsce i Australii - czy szerzej - w krajach anglosaskich? Myślę, że warto się nad tym nieco zastanowić... Ale to może innym razem)

Nie byłam pewna czy chcę zobaczyć ten film. No ale ponieważ lubię chodzić do kina... I ponieważ był to seans w ramach Klubu Dyskusyjnego... No dobrze, spróbuję.
A kiedy pojawiły się napisy końcowe, nie wiedziałam co powiedzieć. Na sali panowała cisza. Do domu wracałam w milczeniu.

W czym rzecz? Historia nie jest może nadmiernie wyszukana (uwaga, spoiler!): facet po latach dowiaduje się, że jego żona była kiedyś gosposią i kochanką jego byłego szefa (i ojca jego najlepszego przyjaciela, który zresztą [przyjaciel] wyjawia mu [i nie tylko] ów sekret). Co więcej - jego córka jest w rzeczywistości dzieckiem tego szefa.
Mimo to (mimo w sumie prostej historii) widz (ja) ma okazję zastanowić się nad wartością, znaczeniem i konsekwencjami ciszy i słów.

Scena, która najbardziej zapadła mi w pamięć: (nie)ojciec mówi do dziewczyny: "Nie mogę nawet na ciebie patrzeć, rozumiesz?". I na nic się zdały jej płacz, tłumaczenie, że przecież ją wychował i prośba, żeby spróbować zapomnieć o całej sprawie. On powiedział jej (ukochanej córce), że nie może na nią patrzeć. Czy mogą istnieć gorsze słowa? Czy ktoś kogo kochamy, komu zawdzięczamy to, kim jesteśmy może powiedzieć nam coś straszniejszego?
I stąd jej rozpacz i próba samobójcza (nie dowiemy się czy skuteczna - jak to w ogóle okropnie brzmi!).

Ale przecież powiedział tak, bo kiedyś zabrakło rozmowy (słów) między nim a jego narzeczoną. Ból spowodowany milczeniem stał się przyczyną bólu spowodowanego słowem.

I jeszcze - dlaczego przybysz z daleka postanowił tyle i w taki sposób (daleki od troski czy szczerej życzliwości) mówić? Przecież nie musiał (?). Przecież mógł inaczej. Widział, że jego przyjaciel jest szczęśliwy. Nie chciał ukrywać prawdy? A może jego słowa raniące (w konsekwencji) innych były wynikiem cierpienia z powodu milczenia ukochanej osoby? [bo widzimy jak rozpada się jego małżeństwo]

M i l c z e n i e            -            M ó w i e n i e

Jeśli zabraknie równowagi, to z pewnością pojawią się kłopoty.

(do przemyślenia: czy zawsze mowa jest srebrem, a milczenie złotem)

Komentarze