Wycinanki

No kurczę, nie wiem, co z pracą. A ten mój angielski? No niby jest ok, ale wiem, że mogłoby być lepiej. I męża raczej nie znajdę siedząc z nosem w książkach. Ale co to w ogóle znaczy, znaleźć męża? Gdzie, jak i właściwie czemu mam go szukać? A on mnie nie może? Mam dwadzieścia parę lat i mogę wszystko, tylko, że trochę kiepsko u mnie z dokonywaniem wyborów. 



Wiem, że powinnam się cieszyć. Mam męża, który nieźle zarabia, niezbyt wymagające dziecko i szansę na kredyt na mieszkanie. W sumie nie jest źle. Ale jak chciałabym czuć, że jest dobrze. Tylko co to znaczy: „dobrze”? Tak jak było. Wiem, że tamte cudowne czasy, gdy mogłam wszystko już nie wrócą, ale i tak za nimi tęsknię. Mam dwadzieścia kilka lat, a czuję się, jakbym miała sto dwadzieścia.

*

Dom kupiony (na kredyt, bo na kredyt, ale zawsze), dwójka dzieci urodzona, w pracy bez szału, ale daję radę. Nie mam na co narzekać, nawet na wakacje udaje się nam wybrać. Na przykład nad morze albo na Mazury. Jest ok. Tylko trochę nie wyobrażam sobie swojego życia za 10 czy 15 lat. Co ja będę wtedy robić? No tak, spłacać ten kredyt. Ale poza tym? Tyle kiedyś miałam planów, a obawiam się, że nie uda mi się ich zrealizować. Mam dwadzieścia kilka lat i przeraża mnie pracą i zajmowanie się domem przez najbliższe pół wieku.

Zazdrość może mieć różne oblicza. Nie musi się wcale odnosić do rzeczy materialnych. Chyba częściej borykamy się z tym, że zazdrościmy innym ich „sytuacji życiowej”. Może dlatego, że w swoim otoczeniu mamy zazwyczaj osoby o podobnym statusie materialnym? Ale to już rozkmina na inną okazję. Teraz skupmy się na tym drugim (a właściwie pierwszym aspekcie). Chyba każdy chociaż raz w życiu pomyślał sobie: „Och, chciałabym/chciałbym być na je/jego miejscu” (albo: „On/Ona to ma problemy! Ciekawe co by powiedziała/powiedział w mojej sytuacji?”). Znacie to uczucie? Myślę, że tak. Ja znam.

WYDAJE MI SIĘ to słowa klucze.
Wydaje mi się, że ona ma lepiej, bo ma męża. Bo ma dziecko. Bo nie ma męża. Bo nie ma dzieci. Bo ma dom na kredyt. Bo żyje bez kredytu. Bo ma fajną pracę. Bo nie musi pracować. Bo żyje slow. Bo żyje fast.
On ma lepiej, bo sobie spokojnie pyka na etacie. Bo sobie spokojnie prowadzi własną firmę. Bo zna się na komputerach i zarabia grubą kasę. Bo zna się na marketingu i zarabia grubą kasę. Bo ma bogatych rodziców. Bo do wszystkiego doszedł sam. 

KAŻDY MA LEPIEJ ODE MNIE. Co ciekawe, ten „każdy” prawdopodobnie też tak myśli. Tyle, że zazdrości … mi. Ale jak to? Ale czego? Ale...

Bo chyba problem jest w tym, że za bardzo lubimy wycinanki. To znaczy, patrzymy na sąsiadkę z perfekcyjną fryzurą i wycinamy sobie tylko tę informację. Potem patrzymy na rewelacyjną karierę kolegi i pyk! wycinamy sobie taki obrazek. Dalej: super wczasy znajomych. Nożyczki idą w ruch. Grzeczne dziecko kuzynki. Ścinki spadają na podłogę. 
Potem wszystkie te obrazeczki wklejamy do pięknego zeszytu i zaczynamy biadolić nad swoim życiem. Bo INNI mają WSZYSTKO takie piękne, a ja co. Sierota. Boroczek. 

Tylko, jakby Ci to powiedzieć... z wycinanek można zrobić świetny kolaż, ale trzeba pamiętać, że to, co powstało nie jest wiernym odbiciem rzeczywistości. Że tak naprawdę mało kto ma WSZYSTKO i do tego ma tego świadomość. 

Może zamiast wycinać stop-klatki z czyjegoś życia, zacznę dziś tworzyć własne życie? Takie, z którego będę zadowolona i dumna. Takie, którego nie trzeba będzie ciąć na kawałki, żeby zobaczyć, że jest piękne. I nie szkodzi, że czasem coś nie wyjdzie, że się pomylę albo na chwilę „zawieszę”. Bo nie musi być perfekcyjnie. Ważne, żeby było prawdziwie.

(Patos +100 ale co poradzę?)

Komentarze