Widzimy Cię!

We, the people. My, kibice. Gdy zbliża się mecz polskiej reprezentacji piłkarskiej (mowa oczywiście o „męskiej” piłce nożnej; piłkę nożną kobiet, siatkówkę, piłkę ręczną, skoki i biegi narciarskie, biathlon, triathlon i sto innych dyscyplin – może poza kolarstwem, ogląda chyba tylko koleżanka A.), „wszyscy” czują TO COŚ. Kupują więcej czteropaków, chipsów, paluszków i czego tam jeszcze, malują twarze na biało-czerwono, odpowiednio szybko włączają telewizję i jednocześnie facebooka, żeby móc szybko zareagować na każdą bramkę (niech widzą, że się interesuję!). „Wszyscy jesteśmy drużyną narodową”. O ile nie trzeba samemu trenować, biegać, ćwiczyć, przestrzegać diety, „pilnować” snu itd. Sport to zdrowie, ale wystarczy, że Lewy i Kuba się pocą na boisku. Nam wystarczy podskakiwanie na kanapie. Kochamy „naszych chłopców”, ale kiedy trzeba im zaśpiewać, że nic się nie stało, w głębi serca się wściekamy. Przecież wystarczyło lepiej podać w tej 73. minucie i byłby gol. No i gdyby Nawałka nie czekał ze zmianą tak długo, to też jeszcze byłyby szanse. Będąc w sytuacji narratora wszechwiedzącego i wszechwidzącego, wzmocnionego dodatkowo piwkiem i towarzystwem znajomych, naprawdę WIEMY, JAK ŻYĆ. Tzn. jak grać. Gdyby tylko ktoś dał nam szansę się wypowiedzieć, zadziałać, wykazać, to … być może okazałoby się, że „przepraszam, dziś nie mam czasu. I jutro też mi nie pasuje, wiesz, pies mi się rozchorował... Także odezwę się, jak wrócę z wakacji, a jeszcze lepiej to po urodzinach Tomka, bo wcześniej i tak nie dam rady się spotkać”.

Kibicowskie geny narodowe ujawniają się czasem także u tych, którzy nie bardzo interesują się sportem. Te słynne poduszki na parapetach, na których wspierają się starsze panie i panowie obserwujący z uwagą życie przed blokiem są chyba tylko innym sposobem realizacji pasji patrzenia i komentowania tego, co się dzieje na boisku. Oczywiście MY nigdy nie wpadlibyśmy na taki pomysł. Nie jesteśmy TACY wścibscy. AŻ TAK się nam nie nudzi. SZANUJEMY cudzą prywatność. 

A jednak...
Znacie jakąś dziewczynę, która zaszła w nieplanowaną ciążę w szkole średniej lub na pierwszym roku studiów i nie była z tego powodu szczęśliwa?
Znacie kogoś, w kogo rodzinie był w ciągu ostatnich pięciu lat rozwód lub separacja?
Znacie kogoś, kto zdecydowanie ma problem z alkoholem?

3 X TAK?

A co byście poradzili tym osobom? Kto i w jaki sposób mógł zapobiec tym sytuacjom? Co ci ludzie powinni teraz zrobić?

…............................................................................................................................................................
(miejsce na odpowiedź)

A czy te osoby PROSIŁY o taką analizę ich problemów? Czy POWIEDZIAŁY, że marzą o tym, żeby krewni, sąsiedzi, znajomi szczegółowo omawiali każdy aspekt „wpadki”, rozstania, odwyku?
Ale przecież nikt im się nie narzuca ze swoim zdaniem. Tak sobie tylko po cichutku rozmawiamy, co w tym złego?

Niby nic, ale problem w tym, że osoby znajdujące się w danej chwili na towarzyskim świeczniku doskonale CZUJĄ, że się na nim znalazły. Nikt nie musi im niczego mówić wprost. 
Podobno jeśli ktoś stoi do Ciebie plecami, a odpowiednio długo będziesz się wpatrywać w punkt na jego karku, to ta osoba w końcu się odwróci.
I w naszym case study jest chyba podobnie. Zmagając się z czymś trudnym dobrze wiem, że na trybunach rozsiedli się kibice. Może i są życzliwi. Może i chcą, żeby mi się udało. Ale mimo to zamiast wsparcia czuję tylko ich wzrok.
Każdy kto kiedyś biegał, jeździł na rolkach, albo ćwiczył jogę w parku wie o czym mówię. Przechodnie nie muszą powiedzieć ani jednego słowa. Wystarczy, że patrzą. To naprawdę nie dodaje otuchy, zwłaszcza, gdy jest się osobą początkującą.

Fajnie, że troszczymy się o innych, że interesujemy się ich życiem, że chcemy wiedzieć „co słychać”. Tylko czy będąc na miejscu naszych „obiektów obserwacyjnych” na pewno marzylibyśmy o takim (bądź co bądź, biernym) kibicowaniu? Zamiast patrzeć, czy wytrzymam jeszcze TO i TO, zaproponuj mi wyjście do kina. Zamiast czekać, czy się potknę, podejdź i pomóż mi pokonać przeszkodę. Zamiast omawiać z koleżanką 1500 scenariuszy mojego życia, zapytaj czy nie chcę pogadać. A jeśli nie będę chciała, to się nie obrażaj, tylko za jakiś czas zapytaj znowu. 

PS. (dla przypomnienia) Podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń nie jest na tym blogu przypadkowe, ale opisywane historie bardzo rzadko są relacją z mojego życia w skali 1:1. 

Komentarze