Siostrzyczka i brat

Dawno, dawno temu (czyli pod koniec kwietnia) zobaczyłam jeden z tych filmów, które nie dają Ci spokoju przez dłuuugi czas. Mam na myśli "Mustanga". Pisałam o nim tutaj - ale dzisiaj chciałabym do niego wrócić, aby pokazać warstwę, której wtedy aż tak nie zaakcentowałam. Głównymi bohaterkami tego filmu i mojego dzisiejszego wpisu są siostry. W "Mustangu" obserwujemy zmagania pięciu dziewczyn, które mimo trudności, okropnej sytuacji itd. starają trzymać się razem, wspierać się i dodawać sobie siły. Ile macie takich sióstr?
Nie chodzi mi oczywiście o siostry rodzone, ale o takie dziewczyny, którym zawdzięczacie to, kim jesteście albo dzięki którym chce się Wam rano wstawać z łóżka. Pomyślmy chwilę....

Kto to w ogóle jest siostra? Pierwsza myśl, która mi się nasuwa, to pytanie: ale starsza czy młodsza?
Może (na pewno!) wynika to z tego, że sama mam rodzeństwo i to w dodatku tylko młodsze, ale wydaje mi się, że to kryterium naprawdę ma znaczenie - przynajmniej jeśli chodzi o stereotypy.

Starsza siostra najpierw z przyjemnością opiekuje się młodszym rodzeństwem, potem przyjemność zamienia się w obowiązek, a "mała mamusia" staje się pannicą, która wiecznie nie ma czasu i cierpliwości do "dzieciaków". Ale też "maluchy" wiedzą, że w razie czego zawsze mogą do niej przyjść i jeśli tylko zignorują gniewne pomruki, uszczypliwe komentarze lub wyraźne znudzenie, w końcu dostaną to, na czym im zależy. Starsza siostra to też osoba, która już do końca życia będzie się troszczyć i martwić o rodzeństwo (choćby nawet nie chciała się do tego przyznać!) i jest gotowa skoczyć dla nich w ogień.

A młodsza? Słodka (kiedy wie, że dzięki temu uda się jej coś "ugrać") i irytująca (bo doskonale zna wszystkie czułe punkty "starszaków"). Poda Ci kocyk albo przyniesie coś do picia, a za 20 minut zapyta czy może pożyczyć spódnicę lub 20 zł. A z drugiej strony - nikt Cię nie pocieszy tak jak "mała", nikt nie będzie chciał słuchać Twoich smuteczków tak jak ona i nikt Cię tak nie rozbawi.

To w rodzinie. Ale spójrzmy szerzej: czasem każdy z nas czuje się ... umiarkowanie komfortowo (znacie to: łzy same płyną po policzkach, w głowie kołaczą się myśli w rodzaju: jestem do niczego, człowiek tylko szuka kąta, w którym mógłby się schować) albo chciałby "coś" zrobić ale nie wie jak (jak zacząć? czy aby na pewno? co potem? a jeśli mi się nie uda? itd.) i.... tylko się rozgląda (jeśli jeszcze ma siłę) czy widać już gdzieś na horyzoncie kogokolwiek, kto przybędzie nam na ratunek.
[teraz duży nawias: nie chodzi o to, żeby czekać, aż ktoś weźmie odpowiedzialność za nasze życie, będzie nami kierować, wyręczać nas itd. Mam na myśli potrzebę (proszę, powiedzcie, że nie tylko ja tak mam?) bycia a)zauważonym b) "zaopiekowanym" c)podbudowanym d)zmotywowanym. W skrócie: poczucie, że ktoś mnie kocha i pójdzie razem ze mną przez te wszystkie górki i dolinki]

I wtedy na tym horyzoncie, jak w starym westernie, wyłania się oczekiwana sylwetka. Siostra! Ufff! Jesteśmy uratowani! Gosia, Zosia, Ela, Anka, Jadzia.... Nieważne czy to Twoja rodzona siostra, kuzynka czy dalsza krewna, koleżanka ze szkoły albo z pracy, sąsiadka lub dziewczyna z motywacyjnej grupy na fb. Ważne, że jest i że dzięki niej Ty też jesteś (w danym miejscu).

Często się mówi, że "najgorzej robić z samymi babami" - bo tylko ploty, obgadywanie i wieczne fochy. Kochane dziewczyny! Same sobie gotujemy ten los! Więc raz, dwa, proszę szybki rachunek: na ile sama zapracowałam na to niemiłe uogólnienie?

Co ciekawe, "jak przychodzi co do czego", to okazuje się, że to właśnie te "baby" pomogą Ci wyleźć z najciemniejszej dziury. Nie tylko pomogą wyjść, ale jeszcze podprowadzą Cię w bardziej nasłonecznione miejsce, pokażą, gdzie płynie krystalicznie czysty strumyczek, a gdzie znajdziesz słodziutkie poziomki.

Wróćmy do pytania z pierwszego akapitu: ile macie takich sióstr? A mówicie im czasem, że są dla Was ważne? Dlaczego nie?

A czy sama jestem dla kogoś taką siostrą? (bez fałszywej skromności ale też bez nadmiernej dumy)
Co mogłabym zrobić, żeby się kimś takim stać?

Mamy o czym myśleć :-)

ps. To samo odnosi się do braci! Spytajcie dowolnego przedszkolaka (niezależnie od płci), czy chciałby mieć starszego brata? Jestem pewna, że 90% odpowiedzi będzie brzmiało: TAK!
A młodszy brat może być równie słodki i denerwujący jak młodsza siostra ;-)

Bo, mili moi, nie chodzi o to, czy jesteś dziewczyną/kobietą czy chłopakiem/mężczyzną. Chodzi o to, żeby umieć dostrzec wokół siebie ludzi, którzy nas lubią I kochają oraz o to, żeby samemu być dla kogoś wyjątkowym człowiekiem.

Do dzieła!

Komentarze