Drobiażdżek
Cztery historie, trzy miejsca akcji i jedna Katarzyna. Zaczynajmy!
1. W ostatnim czasie zazwyczaj jeżdżę do pracy na 8.00. Nie jest więc chyba niespodzianką fakt, że moimi współtowarzyszami podróży są głównie uczennice i uczniowie, którzy zapragnęli pobierać szlachetne nauki w szkołach średnich w pięknym mieście Wodzisławiu. Ścisk bywa znaczny, szyby parują, ludzie naruszają swoje strefy prywatności itd. Tak to już bywa. Bywa również tak, że człowiek rano wstający (zwłaszcza kiedy zbliża się jesień/zima, za oknem szaro, mokro i zimno) rzuca sobie pod nosem różne "jasne". Nawiasem mówiąc sama się sobie dziwię. Są ludzie, którzy wstają o wiele wcześniej niż ja, idą lub jadą do pracy, której nienawidzą, albo nie wstają i nie jadą, bo pracy po prostu nie mają. Wszystko to wiem, ale i tak nie jestem przesadnie szczęśliwa. Podobnież było i dzisiaj. W drodze na przystanek rozmyślałam sobie jaka to już jestem stara, skoro mam taki problem z tym wstawaniem (chociaż ponoć ludzie starsi nie lubią długo spać), a przecież jak chodziłam do szkoły, to jakoś to było itd. Pogrążona zatem w takich różowych myślach wsiadłam do autobusu i........ Pewien młodzieniec ("na oko" z pierwszej klasy ponadgimnazjalnej) USTĄPIŁ MI MIEJSCA. Szok! Niedowierzanie! Ale jak to? Dlaczego ja? Serio? To już teraz? To właśnie dziś jest TEN dzień? Chcesz uchodzić za staruszkę, to proszę bardzo. Cóż było robić? Uśmiechnęłam się szeroko, powiedziałam, że nie trzeba, ale w końcu usiadłam (na dwa przystanki, bo potem weszła "jeszcze starsza" pani). Ale uśmiechałam się w środku jeszcze długo.
2. Zamówiłam sobie "Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góry do wyzwolenia" (a co! jakoś się trzeba motywować!) oraz gramatykę angielską (lifelong learning, kochanie!). I dziś do mnie te książki trafiły. To już jest wystarczający powód do radości. Ale moi drodzy! Otwieram "Nangę", a tam..... zakładka z napisem "Dziś jest dobry dzień na czytanie książek". Cudowne! Tak, wiem, że czasem do książek dodają zakładki. Ale ludzie! Ktoś ją tam włożył dla mnie! Dostałam prezencik! I to z takim fajnym napisem! Może jestem dziwna, ale mnie to bardzo ucieszyło.
3. Wracając autobusem (tym razem wsiadałam na pierwszym przystanku i usiadłam na wolnym miejscu zanim ktoś zdążyłby mi ustąpić) zaobserwowałam taką scenkę. Pewna starsza pani, elegancko ubrana, staranie pomalowana i w ogóle taka "ach!" usiadła po przeciwnej stronie i kiedy autobus ruszył, wyjęła czerwoną szminkę, żeby pomalować usta. Nie wiem jak to zrobiła, ale mimo gwałtownego hamowania i ostrego brania zakrętów, nie "wyjechała" tą szminką poza wargi. Niesamowite! Po pierwsze dlatego, że wyszła jej taka sztuka. A po drugie, że nie przejmowała się tym, że może nie wypada, że jak to "w tym wieku" się tak malować i to jeszcze w autobusie, że ludzie patrzą itd. Wyobrażałam sobie, że może jedzie na randkę albo ma spotkanie z przyjaciółkami i że pewnie "w środku" jest energiczną, pogodną młodą dziewczyną.
4. Pewna bliska mi osoba zrobiła dzisiaj coś, co wprawiło mnie w osłupienie (chociaż chyba nie dałam tego po sobie poznać). Rozmawiałyśmy o tym moim blogu i nagle ta osoba podeszła do regału z książkami i przyniosła swój zeszyt z wierszami, które pisała będąc w liceum. Żebym sobie przeczytała, jeśli chcę. Wyobrażacie to sobie? Dalibyście komukolwiek przeczytać swoje licealne wiersze? To tak, jakbyście pokazali komuś swój pamiętnik. Naprawdę wielki podziw za odwagę i taką otwartość. I jednocześnie jaki to wyraz zaufania!
Jaki z tego wszystkiego wniosek? (tak, tak, zbliża się finał dzisiejszej opowieści... Jestem już trochę zmęczona, a chciałabym jeszcze coś poczytać) Kiedy myślisz sobie, że "wszystko bez sensu", że nikomu nie jesteś potrzebna/y, to przypomnij sobie te dzisiejsze moje historyjki. Podejrzewam, że ani ten chłopak, ani osoba pakująca książki, ani starsza pani ani ta bliska mi osoba nie zdawały sobie sprawy, jaka dla mnie radość płynęła z ich gestów. Raczej nie podejrzewali jak bardzo mnie one ucieszą, że dzięki nim się uśmiechnę albo że będę miała temat do rozmyślań na cały dzień. Więc może jest też tak, że moje małe gest, słowa, uśmiechy itd. także sprawiają komuś radość, chociaż nawet nie zdaję sobie z tego sprawy. Przecież to wspaniałe, że możemy sobie nawzajem robić codziennie takie drobne prezenty. Że sami dla siebie możemy być takimi podarunkami. Och! :-)
A z drugiej strony - ile fajnych spraw przegapiamy wpatrując się w czubki butów (żeby nie było, że znów piszę o smatfonach i tym całym "stafie"). Jeszcze teraz przypomniała mi się piąta historyjka (ale z wczoraj. I naprawdę jest krótka i zaraz kończę). Wracając autobusem z pracy wyjrzałam przez okno i zobaczyłam w powietrzu cztery kaczki. Przez chwilę leciały równolegle do autobusu (oczywiście w pewnej odległości i wyżej), a potem skręciły i przeleciały nad nami - być może w stronę parku. I to też było coś pięknego :-)
1. W ostatnim czasie zazwyczaj jeżdżę do pracy na 8.00. Nie jest więc chyba niespodzianką fakt, że moimi współtowarzyszami podróży są głównie uczennice i uczniowie, którzy zapragnęli pobierać szlachetne nauki w szkołach średnich w pięknym mieście Wodzisławiu. Ścisk bywa znaczny, szyby parują, ludzie naruszają swoje strefy prywatności itd. Tak to już bywa. Bywa również tak, że człowiek rano wstający (zwłaszcza kiedy zbliża się jesień/zima, za oknem szaro, mokro i zimno) rzuca sobie pod nosem różne "jasne". Nawiasem mówiąc sama się sobie dziwię. Są ludzie, którzy wstają o wiele wcześniej niż ja, idą lub jadą do pracy, której nienawidzą, albo nie wstają i nie jadą, bo pracy po prostu nie mają. Wszystko to wiem, ale i tak nie jestem przesadnie szczęśliwa. Podobnież było i dzisiaj. W drodze na przystanek rozmyślałam sobie jaka to już jestem stara, skoro mam taki problem z tym wstawaniem (chociaż ponoć ludzie starsi nie lubią długo spać), a przecież jak chodziłam do szkoły, to jakoś to było itd. Pogrążona zatem w takich różowych myślach wsiadłam do autobusu i........ Pewien młodzieniec ("na oko" z pierwszej klasy ponadgimnazjalnej) USTĄPIŁ MI MIEJSCA. Szok! Niedowierzanie! Ale jak to? Dlaczego ja? Serio? To już teraz? To właśnie dziś jest TEN dzień? Chcesz uchodzić za staruszkę, to proszę bardzo. Cóż było robić? Uśmiechnęłam się szeroko, powiedziałam, że nie trzeba, ale w końcu usiadłam (na dwa przystanki, bo potem weszła "jeszcze starsza" pani). Ale uśmiechałam się w środku jeszcze długo.
2. Zamówiłam sobie "Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góry do wyzwolenia" (a co! jakoś się trzeba motywować!) oraz gramatykę angielską (lifelong learning, kochanie!). I dziś do mnie te książki trafiły. To już jest wystarczający powód do radości. Ale moi drodzy! Otwieram "Nangę", a tam..... zakładka z napisem "Dziś jest dobry dzień na czytanie książek". Cudowne! Tak, wiem, że czasem do książek dodają zakładki. Ale ludzie! Ktoś ją tam włożył dla mnie! Dostałam prezencik! I to z takim fajnym napisem! Może jestem dziwna, ale mnie to bardzo ucieszyło.
3. Wracając autobusem (tym razem wsiadałam na pierwszym przystanku i usiadłam na wolnym miejscu zanim ktoś zdążyłby mi ustąpić) zaobserwowałam taką scenkę. Pewna starsza pani, elegancko ubrana, staranie pomalowana i w ogóle taka "ach!" usiadła po przeciwnej stronie i kiedy autobus ruszył, wyjęła czerwoną szminkę, żeby pomalować usta. Nie wiem jak to zrobiła, ale mimo gwałtownego hamowania i ostrego brania zakrętów, nie "wyjechała" tą szminką poza wargi. Niesamowite! Po pierwsze dlatego, że wyszła jej taka sztuka. A po drugie, że nie przejmowała się tym, że może nie wypada, że jak to "w tym wieku" się tak malować i to jeszcze w autobusie, że ludzie patrzą itd. Wyobrażałam sobie, że może jedzie na randkę albo ma spotkanie z przyjaciółkami i że pewnie "w środku" jest energiczną, pogodną młodą dziewczyną.
4. Pewna bliska mi osoba zrobiła dzisiaj coś, co wprawiło mnie w osłupienie (chociaż chyba nie dałam tego po sobie poznać). Rozmawiałyśmy o tym moim blogu i nagle ta osoba podeszła do regału z książkami i przyniosła swój zeszyt z wierszami, które pisała będąc w liceum. Żebym sobie przeczytała, jeśli chcę. Wyobrażacie to sobie? Dalibyście komukolwiek przeczytać swoje licealne wiersze? To tak, jakbyście pokazali komuś swój pamiętnik. Naprawdę wielki podziw za odwagę i taką otwartość. I jednocześnie jaki to wyraz zaufania!
Jaki z tego wszystkiego wniosek? (tak, tak, zbliża się finał dzisiejszej opowieści... Jestem już trochę zmęczona, a chciałabym jeszcze coś poczytać) Kiedy myślisz sobie, że "wszystko bez sensu", że nikomu nie jesteś potrzebna/y, to przypomnij sobie te dzisiejsze moje historyjki. Podejrzewam, że ani ten chłopak, ani osoba pakująca książki, ani starsza pani ani ta bliska mi osoba nie zdawały sobie sprawy, jaka dla mnie radość płynęła z ich gestów. Raczej nie podejrzewali jak bardzo mnie one ucieszą, że dzięki nim się uśmiechnę albo że będę miała temat do rozmyślań na cały dzień. Więc może jest też tak, że moje małe gest, słowa, uśmiechy itd. także sprawiają komuś radość, chociaż nawet nie zdaję sobie z tego sprawy. Przecież to wspaniałe, że możemy sobie nawzajem robić codziennie takie drobne prezenty. Że sami dla siebie możemy być takimi podarunkami. Och! :-)
A z drugiej strony - ile fajnych spraw przegapiamy wpatrując się w czubki butów (żeby nie było, że znów piszę o smatfonach i tym całym "stafie"). Jeszcze teraz przypomniała mi się piąta historyjka (ale z wczoraj. I naprawdę jest krótka i zaraz kończę). Wracając autobusem z pracy wyjrzałam przez okno i zobaczyłam w powietrzu cztery kaczki. Przez chwilę leciały równolegle do autobusu (oczywiście w pewnej odległości i wyżej), a potem skręciły i przeleciały nad nami - być może w stronę parku. I to też było coś pięknego :-)
Komentarze
Prześlij komentarz