Jak sobie pościelesz...

... tak się wyśpisz, a to Ci się spełni, o czym pomyślisz. Przepraszam za tak wyrafinowaną poezję, ale jestem nieco zmęczona. Mimo wszystko chcę jednak napisać parę słów o niedzieli. Jak wszyscy wiemy, wczoraj po naszej stronie międzynarodowej linii zmiany daty była właśnie niedziela.
Dzień, który nieuchronnie zapowiada poniedziałek (któż nie lubi tej świadomości, że nazajutrz obudzi nas kojący dźwięk budzika i niezależnie od pogody trzeba będzie wstać?). Ale dla mnie niedziela bywa też dniem na marzenia.

Od co najmniej kilku lat zdarzają mi się takie niedziele, kiedy wręcz nie umiem doczekać się poniedziałku - jako dnia podejmowania działania (swoja drogą ciekawe: PO(dejmę)DZIAŁ(anie)... hmm chyba muszę sobie to gdzieś zanotować i kiedyś więcej nad tym pomyśleć). Inna sprawa, że do poniedziałku czasem niewiele z tego zapału zostaje, ale nie o tym dzisiaj chciałam.

Zapraszam do wspólnej rozkminki.

Pytanie numer jeden brzmi: kiedy ostatnio robiłam/robiłem coś, co przyprawia mnie o wewnętrzne (i zewnętrzne) WOW? Na przykład ja wczoraj czytałam moje najulubieńsze czasopismo ("NG") i po prostu NIE MOGŁAM usiedzieć spokojnie! Do tego stopnia, że znalazłam zdigitalizowaną książkę o alaskańskiej faunie z 1944 r. - po angielsku oczywiście. Nie przeczytałam (na razie), ale poprzeglądałam i poczytałam kawałeczki. Oprócz tego sprawdziłam, jak wygląda karibu i widok na Denali (Mount McKinley) oraz gdzie to dokładnie jest na mapie. Może komuś się to wydaje śmieszne, głupie, dziecinne, nieużyteczne, ale szczerze mówiąc... średnio się tym przejmuję.Uwielbiam robić takie rzeczy i ogromnie się cieszę, gdy mam na to czas. Wiąże się z tym jednak jeszcze coś - taka aktywność skłania mnie zazwyczaj do zapytania samej siebie, czego jak tak właściwie chcę.

Czego ja tak właściwie chcę?
Ciągłego czekania na "nie wiadomo co"?
Zadowalania się byle czym?
Przyjęcia postawy "no trudno, nie poradzisz"?

Po trzykroć nie! (ach, takie okrzyki, a podobno byłam zmęczona!)
Czytanie o nosorożcach albo afrykańskiej dżungli albo spływie Amazonką może nie sprawia, że pojawia się przede mną plan działania na najbliższe 10 lat z miejscami do odhaczania punktów, które już zrealizowałam. Ale chyba bym tego nie chciała.
Takie lektury, czy nawet samo oglądanie zdjęć, ma o wiele większą siłę - INSPIRUJE mnie do patrzenia wyżej, do śmiałych skoków (na razie w myślach, ale przecież wszystko zaczyna się w głowie, w sercu) wzwyż, do powiedzenia sobie, że dam radę.

Potrafię sobie powiedzieć, że dam radę?
Że nie mam poprzestawać na połówkach, tylko szukać (z wiarą, że znajdę!) sPEŁNIenia?
Że moje marzenia nie są głupie i nie powinny całego życia spędzić w schowku na miotły?

A dlaczego się boję?
Czemu tak często brakuje mi odwagi?
Dlaczego daję sobie wmówić (często niestety przez samą siebie), że nie powinnam chcieć więcej?

Te trzy ostatnie pytania nie mają mnie wpędzić w poczucie winy, smutku czy jeszcze większej bezradności. One mają mi pokazać, że strach ma często wielkie oczy i że powolutku mogę sobie wydeptywać własną ścieżynkę.

Dzisiaj właściwie każdy, kto tu zajrzy mógłby napisać własnego posta (z odpowiedziami na wszystkie lub niektóre pytania). I chyba trochę o to mi chodzi. Nie chcę tylko przedstawiać swojego kłębowiska myśli, ale marzy mi się, żeby każdy zasadził sobie własny las rzeczy. I tym wpisem chcę się podzielić z Wami paroma nasionkami :)

Owocnego wieczoru/poranka/dnia!*

*w zależności od godziny, w której to czytasz :)

Komentarze