Czy poczuła Pani dreszczyk?

Są takie słowa, które przyspieszają bicie serca, które wywołują rumieńce na policzkach i przyjemny dreszcz na ciele. Słowa, na dźwięk których wyobraźnia zaczyna pracować na najwyższych obrotach, a poziom ekscytacji przekracza znaną na co dzień skalę. Oczywiście niełatwo się do tego przyznać nawet przed samą sobą, a co dopiero na blogu, ale pomyślałam, że taki coming out może być dla kogoś użyteczny. Chociaż nie ukrywam, że cichy głosik w głowie mówi mi, żebym może jednak wymyśliła inny temat wpisu, bo "co oni sobie o mnie pomyślą?". Ale skoro już powiedziałam A, to muszę powiedzieć B...

"Pochodzący z Omanu u wrót Zatoki Perskiej arabscy żeglarze eksplorowali wschodnie wybrzeża kontynentu mniej więcej w tym samym czasie, gdy Portugalczycy opływali zachodnie" ("Rzeka krwi", Tim Butcher).

Woooooow! Czujecie ciarki na plecach? "Wrota Zatoki Perskiej", "arabscy żeglarze", "eksploracja", "wschodnie wybrzeża".... Może jestem nienormalna ("Może"? Dobry żart!), ale czytając takie rzeczy najchętniej natychmiast wyruszyłabym w świat. Oczywiście jest o wiele więcej takich słów i doświadczony psychoanalityk pewnie wyciągnąłby z nich niezbyt korzystne dla mnie wnioski, ale w tym miejscu nie musimy się tym zanadto przejmować.

Tymczasem pochylmy się z uwagą nad słowami (ale też obrazami - mam tu na myśli np. zdjęcia wodospadów, wysokich gór czy dżungli), które wywołują w nas (no dobrze, we mnie) takie wewnętrzne "WOW!".  W pierwszym akapicie napisałam, że niełatwo się do nich przyznać. A przecież już sam ten zwrot ("przyznać się") sugeruje jakieś przewinienie i/lub coś wstydliwego. Czy jednak naprawdę jest powodem to wstydu fakt, że są na tym świecie słowa i rzeczy, które mnie inspirują, wyrywają z letargu, motywują do rozwoju, nauki i podejmowania wyzwań? Wydaje mi się, że jest to objaw tego, że moje wewnętrzne dziecko, które z zachwytem obserwowało świat, zadawało pytania i zdobywało wiedzę ma się całkiem dobrze. Na szczęście! Boję się momentu, w którym już  nic nie będzie mnie ruszać, kiedy będę patrzeć na siebie samą i na wszystko wokół z obojętnością czy rezygnacją. Coś mi się jednak wydaje, że na razie jestem daleko od takiej postawy. I mam nadzieję, że ten dystans będzie się utrzymywał jak najdłużej.

Rzecz jasna, nic nie dzieje się samo. Jeśli sama przed sobą będę udawać, że wcale nie chciałabym zobaczyć na żywo Amazonki czy Kongo, jeśli przestanę sobie wyobrażać podróż na Alaskę, jeśli przestanę podskakiwać z wrażenia nad nowymi i starymi numerami "National Geographic", jeśli przestanę próbować opowiadać o tym bliskim mi ludziom, to... źródełko wyschnie, kwiaty zwiędną, liście opadną, wodospady zatrzymają się w połowie, a klucze ptaków na niebie zastygną w bezruchu - czyli jednym słowem mała Kasia we mnie odejdzie w siną dal i w przeciwieństwie do Włóczykija już nigdy nie wróci do Doliny Muminków zwiastując wiosnę. Jaaa, ale zbudowałam metaforę! Fiu fiu!

Może czytasz ten post i zastanawiasz się, o co w ogóle mi chodzi. Sprawa jest prosta: kiedy dotrzesz do ostatniej kropki mojej dzisiejszej pisaniny (to już naprawdę niedługo, obiecuję!) pomyśl nad tym, co Cię porusza, zachwyca, inspiruje (lub w czasie przeszłym - co Cię kiedyś - w dzieciństwie, "za młodu", jeszcze kilka lat temu- poruszało, zachwycało, inspirowało) i spróbuj trochę z tym pobyć. Daj się (znów) porwać marzeniom, zrelaksuj się i nie przejmuj, że są głupie i czy dziecinne (nie ma czegoś takiego!!!). Obudź swoje wewnętrzne dziecko i powiedz na głos: "Wooow! Ale super! Chcecie zobaczyć?" Fajnie będzie :)

ps. jeśli masz ochotę napisz poniżej słowa, rzeczy, które robią Ci tak, jak mi "wybrzeża", "dżungle", "sady" i inne "dorzecza" ;)

Komentarze

  1. Dorzecze to mi się kojarzy z geografią w liceum:p
    Ja mam takie ciarki czytając "Sonety krymskie". Nie wiem, czemu, ale cały nastrój, właśnie warstwa leksykalna działa na mnie niesamowicie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi się "Sonety krymskie" kojarzą z polskim w liceum :P "Bak czy saraj" :D to jest coś niemożliwego, jak słowa potrafią działać :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz