Co ja czytam?

Badania czytelnictwa przeprowadzone przez Bibliotekę Narodową wskazują, że.... Chwila, chwila! To już było! Zastanówmy się lepiej nad własnym sposobem czytania, jego jakością, przyczynami i konsekwencjami... Też brzmi mądrze, a przynajmniej nie będziemy po raz miliardowy przytaczać tych samych danych - które prawdopodobnie i tak średnio poruszają tych, nad którymi z niedowierzaniem "prawdziwi czytacze" kręcą główkami....

Mój wujek jest zwolennikiem tezy, że nie da się w jeden dzień przeczytać ze zrozumieniem żadnej książki. Ja się z nim nie zgadzam i tym sposobem mamy czym wypełniać czas różnych rodzinnych spotkanek. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że jeśli ktoś przeczytał książkę w jeden dzień, to nic z niej nie zrozumiał. Po pierwsze nieraz zdarzało mi się takie zjawisko - książka była na tyle "wciągająca" lub (nie ma co ukrywać!) krótka, że po prostu nie dało się czytać jej dłużej. Co nie oznacza oczywiście, że tylko ją "przeleciałam" (sic!). Wręcz przeciwnie - czasem jednodniowa lektura skłaniała mnie to głębszych przemyśleń i pozostawała w pamięci na dłużej niż wielotygodniowe maratony z innymi tytułami. Oczywiście, "to wszystko zależy". Tak jak są książki - nazwijmy je - szybkie, tak też znajdziemy w bibliotece niejedną pozycją, którą po prostu trzeba czytać dłużej. A czasem nawet po jakimś czasie dobrze sobie zrobić przerwę i wrócić do lektury dopiero za jakiś czas.

Po drugie primo, są jeszcze tak zwane czytadła - książki (częściej książeczki - bierzemy tu pod uwagę nie tyle objętość [nawias w nawiasie: w tym miejscu trzeba zadać odwieczne pytanie: czy rozmiar ma znaczenie?], co hmm... jakość), w których nie bardzo znajdziemy cokolwiek do rozumienia. Na przykład: jest samotna ona, która poznaje równie samotnego (względnie tkwiącego w nieudanym związku) "onego" i w okolicach ostatniej strony wszystko kończy się szczęśliwie. Albo wesołe przygody kumpelek na wakacjach. Albo wspomnienia niedoszłego detektywa. Naprawdę, można takie dzieła przeczytać w dwie godziny i nie będzie to "gorsza" lektura, niż gdybyśmy pochylali się nad wzruszającymi przygodami miłego pieska przez - powiedzmy tydzień.

Z drugiej strony (tzw. trzecie primo) czy te wyśmiewane przez "mądrych" czytelników czytadła nie są czymś, o co im (tym "mądrym") chodzi? Przyjemność płynąca z czytania, relaks nad książką, regeneracja po ciężkim dniu - znamy to wszystko. A mimo to często nie chcemy docenić ludzi, którzy czerpią p r z y j e m n o ś ć z lektury owych czytadeł. Można by zapytać: co z tego, że miłośnicy tego typu książek nie zdobędą jakiejś (różnie pojmowanej) wiedzy? Co z tego, że nie rozważają godzinami nad jednym zdaniem? Czy wszystkim nam (czytającym słynne "cokolwiek") nie chodzi o to samo? O przyjaźń lub chociażby dobrą znajomość z książką?  Oczywiście, byłby pięknie gdyby wszyscy czytali naprawdę dobrą literaturę (Lecz cóż to znaczy? Ach! Któż odgadnie!), ale może od czegoś trzeba zacząć? Któż z nas nie zaczytywał się w złotych myślach P.C. (a teraz nie zaśmiewa się nad zdaniami typu "Wiosną zawsze rozkwitały kwiaty. A życie człowieka podobne jest do kwiatu") niech pierwszy rzuci kamieniem.

Hm... to może na dzisiaj wystarczy tych przemyśleń. Czas poskromić grafomańskie zapędy i przeczytać coś ciekawego ;)

Dobrego dnia!


Komentarze

  1. Po 5 latach studiów i braku czasu na jakąkolwiek inną lekturę niż te "mądre" czytam tylko kryminały. Sprawia mi przyjemność próba odgadnięcia, kto i dlaczego zabija, i to zaskoczenie na końcu. Czytam dla przyjemności, tylko i wyłącznie. Łukasz dopiero teraz odkrył jak przyjemne jest czytanie i nie może się oderwać. Lepiej późno niż wcale;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze - nie ma co się męczyć :) i super, że Łukasz też się przekonał, że książki mają "to coś" :)

      Usuń

Prześlij komentarz