Gdzie masz Nobla?
Kiedy byłam w gimnazjum, co roku
obchodziliśmy jakieś Święto Europy czy coś w tym rodzaju.
Chodziło o to, że każda klasa losowała jeden kraj i musiała
przygotować „coś o nim”. Jak wiadomo, gimnazjaliści w tamtych
czasach (może teraz coś się zmieniło?) „uwielbiali” robić
takie rzeczy... Pewnego razu naszej klasie przypadła Polska. Serio?
Gorzej już chyba nie mogło trafić. No ale ok, przyszliśmy do
szkoły ubrani na biało-czerwono, ktoś chyba przygotował quiz z
pytaniami w rodzaju „Jaki jest największy szczyt w Polsce?”, a
ja – należąc do sekcji gazetkowej – przygotowałam z
koleżankami kosmicznie nudną gazetkę na temat (UWAGA!) polskich
noblistów. Oczywiście z tego co pamiętam, jej głównym elementem
były wydrukowane czarno-białe portrety naszych Wielkich. NUDA DO
SZEŚCIANU! Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że mam obejrzeć sobie
film o którymś/którejś z nich, chyba umarłabym ze śmiechu.
A tymczasem... w ubiegły piątek
byłam na „Marii Skłodowskiej-Curie”. I jestem zachwycona!
Chętnie obejrzałabym ten film drugi raz, a może i trzeci. Już
pierwsze kilka minut - „pocztówki” z Paryża - sprawiło, że
wiedziałam, że to jest to. Szok. Ja. Na filmie o Skłodowskiej.
Czyli o chemii. I jeszcze o Paryżu, do którego nigdy mnie nie
ciągnęło (Jacek, wybacz!)*. Wpiszcie sobie w google grafika „Maria
Skłodowska-Curie”, to zobaczycie takie zdjęcie, gdzie dotyka
dłonią czoła. Właśnie taka byłaby kiedyś moja reakcja (dla
mniej subtelnych – są też te zdjęcia z niezbyt miłym, ale dość
pasującym, króciutkim opisem ;-) ). A dzisiaj - film „MS-C”
jest jednym z tych, podczas których prawie podskakiwałam na fotelu
i bardzo żałowałam, że nie mam notesu do zapisywania różnych
cytatów. Ale nie będę go tu tutaj streszczać, tylko gorąco
zachęcam do obejrzenia! Ale na podstawie tego doświadczenia,
chciałabym dzisiaj poruszyć dwie kwestie: uprzedzeń i szarości. W
zasadzie oba te tematy sprowadzają się do jednego zdania: NIGDY NIE
DOSTANIESZ NOBLA.
O ile nic się nie zmieni ;-)
Możesz
w pierwszym odruchu powiedzieć: Ale ja wcale nie chcę dostać
Nobla. Poza tym, wow, ale mi odkrycie! Wiadomo, że nie dostanę, bo
niby za co?
Ale zaczekaj jeszcze chwilkę! Oczywiście nie
chodzi mi dokładnie akurat o tę nagrodę (chociaż, właściwie
czemu by nie?), tylko o to, że niestety wielu z nas, mimo wielkich
ambicji, marzeń i potencjału, nigdy nie spróbuje wychylić choćby
czubka nosa poza tzw. strefę komfortu, zadowalając się tym, co ma.
To nie jest złe! Jeśli naprawdę jesteś szczęśliwa/szczęśliwy
w tym miejscu, w którym teraz jesteś, to bardzo się cieszę i oby
tak dalej! Ale mam wrażenie, że wielu z nas nie jest znowu aż tak
bardzo zachwyconych swoim życiem. Może głupio to brzmi, ale
rozmawiając z różnymi osobami dochodzę do wniosku, że kurde, to
jest niesprawiedliwe. Bo jesteśmy tacy pełni żaru, ale zamiast go
podtrzymywać i rozpalać sami go tłumimy i/lub pozwalamy, żeby
ktoś nam go zgasił.
Po co?
Na co?
A co z tego
będziesz mieć?
A co, jak się nie uda?
A czy to nie jest aby
głupie?
A czy warto?
I siedzimy sobie w tych naszych
skorupkach i nawet boimy się z nich wyjrzeć. Bo a) świat jest zły
b) świat jest nudny. Czasem nawet nie tyle boimy się spróbować
czegoś nowego/wielkiego/pasjonującego, co po prostu uważamy, że
nie ma nawet po co tego próbować. Przecież już wszystko wiemy,
znamy, widzieliśmy... I jak ta Kasia w gimnazjum, nie dopuszczamy do
siebie myśli, że np. Skłodowska wcale nie była nudną, bezbarwną
babką z dziwną miną, „jarającą się” chemią, która w
nagrodę trafiła na naszą okropną gazetkę.
A co by było,
gdybyśmy spróbowali trochę pokolorować jej portret? Efekt mamy na
ekranach kin.
A co by było, gdybyśmy spróbowali trochę
pokolorować nasz portret? Czy pozwolimy kiedyś komuś nakręcić
film o nas? Ale wiecie, taki, podczas którego ludzie podskakują w
fotelach i żałują, że nie wzięli ze sobą notesu do zapisywania
cytatów....
* Po styczniowej wycieczce do Paryża MARZĘ
o tym, żeby tam jeszcze wrócić ;-)
Katarzyno: i Paryż, i cały Boży świat czekają na Ciebie, o każdej porze dnia i nocy. Wybory są w Twoich rękach! :)
OdpowiedzUsuńOui! :)
Usuń