Zobacz słonia!

Jaka jest najbardziej znana ilustracja z "Małego Księcia"? Oczywiście! Wąż otwarty i wąż zamknięty (wersja dla dorosłych: kapelusz). Morał z tego fragmentu płynął taki, że dorośli nie mają wyobraźni. Ale... czy czasem nie jest tak, że widzimy tego słonia połkniętego przez węża, a nie zwykły bury kapelusz, ale nie chcemy się do tego przyznać - nawet sami przed sobą? Bo to oznaczałoby nie tylko, że mamy wyobraźnię, ale też wiele innych rzeczy. Np. takich, że skoro wąż jest w stanie połknąć słonia (i to "na stojąco" - zauważcie, że słoń został przeniesiony do węża jakby prosto z sawanny), to bez problemu połknąłby również mnie. Albo, że rzeczy nie zawsze są tym, czym nam się wydają - lub jakimi chcielibyśmy je widzieć. A wszystkie te spostrzeżenia w pewien sposób zmuszają nas do konfrontacji z naszymi lękami. Bo jak żyć, kiedy wszystko nas przestrasza i wymaga od nas odwagi? Może lepiej zamknąć oczy/wyobraźnię i sobie cichutko siedzieć i czekać na .... właściwie na co? I o tym będzie dzisiejszy wpis :-)

Na matematyce często przed rozpoczęciem rozwiązywania zadania trzeba było pisać założenia. Wydawało mi się to raczej bez sensu. Po co pisać, że n należy do liczb rzeczywistych, skoro n i g d y nie mieliśmy do czynienia z liczbami nierzeczywistymi? Swoją drogą to niezwykle ciekawe, że człowiek sam sobie tworzy takie problemy. Wymyśla pojęcie liczby i do tego określa je (te liczby) mianem rzeczywistych (lub nie)! Hmm...
W każdym razie przed zasadniczą częścią tej pisanki chciałabym zrobić pewne założenie: sytuacje, propozycje itd., o których będzie mowa poniżej dotyczą - posłużmy się znów matematyką, blog się zrobi bardziej królewski ;-) - zbioru spraw w "zdrowym" zakresie. To znaczy, że nie chcę tu namawiać do bezmyślności, uciekania od odpowiedzialności, podporządkowania się wyłącznie impulsom itd. Bardzo, bardzo, bardzo proszę, żeby każdy z Was poważnie podszedł do tematu, posłuchał samego siebie i określił ramy, w których będzie działać .

I jeszcze jedno - mam czasem wrażenie (może Wy też je macie?), że w kółko piszę tu o tym samym. Ale wynika to z dwóch rzeczy - po pierwsze, założeniem tego bloga jest dzielenie się tym, co mi siedzi w głowie - a że gdzieś tam ciągle krążę wokół podobnych zagadnień, to potem mamy takie efekty. A po drugie, "z rozmów z ludźmi" (hahah uwielbiam to określenie) wychodzi mi, że ... nie jestem sama. Że wiele osób, "chciałoby, a boi się".

Ale ok, przejdźmy do rzeczy. Odwaga. Zmiany. Marzenia. Słowa, które przyprawiają nas o dreszczyk. Zazdrościmy ludziom, którzy robią coś (w naszym przekonaniu) wielkiego, wspaniałego, niebywałego. Wkurzamy się, że nie potrafimy sprostać własnym oczekiwaniom. Narzekamy, że wciąż tkwimy w nienajciekawszym miejscu. I tyle. Myśl o zmianach (choć na pierwszy rzut oka kusząca) napawa nas takim lękiem, że mówimy "podziękowoł" i (prawie) nic nie robimy.
Bo nie wiadomo, czy się uda. Bo może to nie jest najlepszy pomysł. Bo co powiedzą ludzie. Bo nie do końca wiem co dalej. Bo ktoś mnie wyśmieje. Bo musiałabym wziąć się w garść. Bo trzeba by wziąć za siebie odpowiedzialność. Bo po co wychodzić przed szereg.
A jednak gdzieś tam u podstaw tego wszystkiego, jest poczucie, że jeśli nic się nie zmieni, to będzie źle.

Przysłowie mówi, że strach ma wielkie oczy. Nie wiem skąd to się wzięło. Ja bym powiedziała, że strach ma wielkie łapy, którymi nas trzyma i za żadne skarby nie pozwala nam się od niego uwolnić. Oczywiście potrafimy się doskonale usprawiedliwiać powołując się na okoliczności, wzgląd na mnóstwo ważnych spraw, poczucie "odpowiedzialności" itd. A w głębi serca dobrze wiemy jak jest (nie musimy prosić Maxa K., żeby nam to powiedział). O tym, że warto wile mądrych osób powiedziało wiele mądrych słów. Nie będę tu teraz wypisywać cytatów, bo kto chce, ten w kilka sekund znajdzie ich całe stosy. Ale nie chodzi o to, żeby wciąż gadać, tylko wziąć się wreszcie za siebie. Dokładnie przemyśleć i przeczuć, to kim jesteśmy i czego chcemy i zacząć do tego dążyć. Jasne, łatwo się mówi. Ale parę razy podjęłam już "ryzykowne" decyzje i zawsze dobrze na tym wyszłam. Chociaż wiele jeszcze przede mną.
I tu jeszcze jedna prośba: pomagajmy sobie nawzajem, wspierajmy się w tym "wzrastaniu w odwadze". Rzucanie sobie kłód pod nogi naprawdę nie ma sensu. Ciągnijmy się wszyscy w górę, a nie w dół. I nie zazdrośćmy sobie odwagi (i innych rzeczy), tylko próbujmy ciągle sięgać wyżej i wyżej. W końcu się uda :-)

Komentarze