Umyj uszy!

Umyj ręce, umyj buzię, umyj uszy.... Pamiętacie? Pamiętamy! Ręce trzeba myć, żeby "nie zjadać zarazków", buzię, żeby "wyglądać jak człowiek", a uszy.... To dopiero zagadka! (nawiasem mówiąc, argumentacja dorosłych czasem jest naprawdę oszałamiająca....)

Od czasu do czasu dzwoni do mnie kolega ze studiów i zazwyczaj rozmawiamy co najmniej 40 minut. Co u niego, co mnie i... właściwie tyle. Relacja z tego, co wydarzyło się od naszej ostatniej pogawędki. Czasem już boli ucho (!), ale bardzo te rozmówki lubię. Dlaczego? Bo po pierwsze, miło mi, że ktoś chce się podzielić ze mną tym, co przeżywa, a po drugie, fajnie, że ktoś z zainteresowaniem słucha tego, co mam do powiedzenia o sobie.

Dwa tygodnie temu byłam w teatrze na "Cesarzu" (R. Kapuściński) [chwaliłam się tym na fejsbuczku, bo radość ma z wygranych biletów była ogromna] - spektakl baaardzo mi się podobał, ale dziś chciałabym poruszyć tylko jedną kwestię z nim związaną. Plakat i ulotki promocyjne były bardzo proste: pomarańczowe tło, a nami czarny zarys ucha w koronie. "Mówiło się: ważniejszy jest ten, kto ma częściej ucho cesarskie. Częściej i dłużej. O to ucho koterie staczały najbardziej zażarte walki, ucho było najwyższą stawką w grze. Wystarczyło – ale nie było to łatwe! – dosunąć się do przemożnego ucha i szepnąć. Szepnąć i już – tylko tyle".

A ucho u Gombrowicza?

Znane powiedzonko mówi: przez żołądek do serca. A może raczej przez ucho do serca?
Kto z Was, kochane Czytelniczki i mili Czytelnicy, nie lubi być słuchany? Czasem człowiek chce po prostu "się wygadać", czasem porozmawiać o Naprawdę Ważnych Sprawach, a czasem po prostu wiedzieć i widzieć, że nie "mówi do ściany". I w drugą stronę też to przecież działa - kiedy ktoś nam się zwierza, kiedy opowiada o swoich przeżyciach itd. to czujemy się ... docenieni? wyróżnieni? szczęśliwi?

Może mycie uszu nie oznacza (tylko) pewnej czynności zewnętrznej, ale wiąże się z czymś głębszym? Może mamy myć uszy po to, żeby być gotowym do wysłuchania kogoś bliskiego (choć niekoniecznie - czasem także "obcy" chcą nam coś opowiedzieć lub powiedzieć coś ważnego), żeby móc komuś to nasze ucho "podarować"?

A co z wewnętrznym uchem? Czy o nie też uczymy się dbać? Często mówi się o wewnętrznym głosie, który nam podpowiada różne rozwiązania. Ale żeby ten głos do nas dotarł, to potrzebne jest właśnie ucho. Chociaż z drugiej strony... czasem "lepiej" jest zagłuszać siebie samego, zatykać uszy, udawać, że nie wiemy, o co chodzi. Bezpieczniej, wygodniej, bardziej znajomo... A gdybyśmy częściej "czyścili" uszka, to ho ho, nie wiadomo o czego by to doprowadziło.

Ale ucho może też służyć do słuchania świata - deszczu za oknem, szelestu liści albo stron książki, czyjegoś śmiechu albo westchnienia, spadającego kamyka.... Umiejętność takiego słuchania też jest przecież potrzebna. Piękno i złożoność świata może być (chyba) w pełni dostrzeżona tylko wtedy, kiedy korzystamy ze wszystkich zmysłów. A znów z drugiej strony - niektórych "rzeczy" nie da się zobaczyć czy dotknąć. Da się je tylko usłyszeć....

Nadstawiam ucha
i słucham
stukotu 
szelestu
spadających kropel
które odmierzają
jedną myśl za drugą
i pytania:
jak jeszcze długo
będę szukać źródła
i kiedy wreszcie dotrę
do tego ziarenka
z którego się wzięłam
wciąż szukam pomysłu
na dziś na jutro
na siebie
póki pada - mam czas
mam szansę
a gdy wszystko odkryję
zapanuje cisza
a może to w ciszy 
właśnie tkwi klucz?



Komentarze