Umieć zrozumieć

Powinieneś z nią pogadać
Nie powinnaś tego mówić
Chyba musisz coś z tym zrobić
Chyba lepiej jak odpuścisz
Tak, ja wiem, to twoje życie
ale chcę dla Ciebie dobrze
Nie zamierzam się w to wtrącać
tylko mówię to, co myślę

"Mie tam nic do tego, ale..." mówi się czasem (żartobliwie?) w mojej rodzinie. W sumie ten zwrot pokazuje, że nadawca wie, że zbliża się do pewnej granicy: usłyszał/zaobserwował coś i teraz przygotowuje się do wydania sądu w danej sprawie, mając jednocześnie świadomość, że jego opinia niekoniecznie jest tym, czego oczekuje odbiorca.

Trudny temat na dzisiaj (ale ostatnio była dłuższa niż zwykle przerwa między postami, więc może być teraz niezupełnie łatwo): gdzie przebiega granica pomiędzy dobrymi radami a "dobrymi radami"?
Inaczej mówiąc: na ile mam prawo wypowiadać swoją opinię na temat tego, co dzieje się w życiu innych? Haczyk polega na tym, że trzeba pamiętać o tym, że czasem mamy do czynienia ze szczerą chęcią uchronienia kogoś przed pomyłką lub skierowania go we właściwą stronę.

Ile razy dziennie mówię/myślę sobie: Co on/ona wyprawia? Dlaczego podejmuje taką decyzję? Przecież na pierwszy rzut oka widać, że pakuje się w tarapaty. Czemu on/ona to robi? To jest przecież naprawdę głupie. On/Ona nie ma prawa tak postąpić. Nie powinna/Nie powinien tego mówić. Musi postąpić w ten sposób, to chyba jasne.

Jasne. Jak słoneczko. Tylko czy mi jest przyjemnie kiedy ktoś zwraca się do mnie w ten sposób? Czy zawsze oczekuję przede wszystkim złotych rad i cennych wskazówek? Czy naprawdę marzę o tym, żeby ktoś mnie oceniał (niezależnie od tego na ile mnie zna)? Raczej chyba nie bardzo.

ZROZUMIEĆ
Z - ROZUMIEĆ
Z - ROZ - UMIEĆ

zrobić, zjeść, zniknąć, znieść, zjechać - czasowniki oznaczające wykonanie czegoś do końca, w zupełności. Nie "jeść" obiad, tylko go "zjeść"

rozbujać, rozhuśtać, rozbawić, rozchmurzyć - czasowniki oznaczające wykonanie czegoś aż "zbyt", ponad to, co wystarczy, tak, że już się bardziej nie da. Nie "bawić"od niechcenia, na pół gwizdka, tylko "rozbawić" do łez, do rozpuku (roz-puku), doprowadzić do prawdziwego (u)śmiechu z głębi

Zrozumieć, czyli wczuć się w pełni w czyjąś sytuację. Niekoniecznie zaakceptować czy pochwalić, ale (spróbować) przyjąć do wiadomości czyjś punkt widzenia.
Zrozumieć, czyli posłuchać tego, co ktoś ma do powiedzenia w sposób absolutny, wykraczający poza grzecznościowe nieprzerywanie czy potakiwanie.
Zrozumieć, czyli nie oceniać i zarzucać poradami, tylko pozwolić się otworzyć i podzielić tym, co się dzieje w moim życiu.

Jeśli potem ktoś będzie chciał wysłuchać mojego zdania (czy zdanie, opinia ma taką samą rangę jak ocena?), to mogę spróbować powiedzieć to, co myślę. Ale nie z pozycji wszechświatowego mędrca, tylko kogoś, kto sam nie zawsze radzi sobie z tym, co go spotyka ("z zewnątrz" i "od środka").

Kurczę, ilu sfer to dotyczy! Dzisiaj jak siedziałam na przystanku, to w jednym z przejeżdżających aut były otwarte okna i na cały głos włączona płyta/kaseta/radio: "Idę do ciebie, będzie nam jak w niebie, kocham cię kochana, tyś moja wybrana" czy coś w tym rodzaju. "Dicho" na całego. Najpierw się szeroko uśmiechnęłam, bo deszczowa pogoda, tłok na drogach, szaro, zimno, hałaśliwie, a tu taka impreza. Bądź co bądź, miła odmiana. A potem pomyślałam, że jak ktoś może na poważnie (?) słuchać "takiego czegoś"? A jeszcze później stuknęłam się w głowę (w myślach), że o co mi chodzi. Do mnie taka muzyka nie przemawia itd., ale co mi do tego, że ktoś ją lubi. Czemu wydaje mi się, że potrafiłabym bez problemu scharakteryzować człowieka, który siedział w tym aucie? A może tak naprawdę on (albo ona) jest sto razy bardziej wartościową (kwestia wartościowania to osobny temat, tu chodzi mi o to, że ktoś, kto słucha takich przebojów może o wiele lepiej ode mnie potrafić kochać, pomagać itp.) osobą niż ja?

Coś mi się nie podoba? Ok. Ale zanim skrytykuję, może najpierw porozmawiam z zainteresowaną osobą.
"Wiem" co jest dla kogoś lepsze? Wspaniale. Ale może najpierw przemyślę sobie, jak to przekazać tej osobie, żeby nie wyskakiwać od razu z "musisz i nie powinieneś".
Nie rozumiem czyjegoś postępowania? Nic dziwnego, skoro czasem nie rozumiem samej siebie. 

"Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli, otwarcie?"
Bo może brakuje osób, które chciałyby posłuchać?

Komentarze