Kto by się spodziewał?
Zacznijmy od książek. Ostatnio mam trochę mniej czasu na czytanie, ale mimo to nie poddaję się :) Chciałabym Wam na początek opowiedzieć o dwóch - jedną już skończyłam, a drugą być może skończę czytać w przyszłym tygodniu. Na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą wiele wspólnego, ale ...
Biała okładka, mnóstwo przepięknych zdjęć, treść czasem bardzo ciekawa, a czasem nieco przesadnie poetycka (tzn. chyba takie było założenie autora, żeby niektóre fragmenty brzmiały nostalgiczno-poetycko-romantyczno-filozoficznie; mnie to raczej irytowało). W każdym razie książka i do czytania i do oglądania (a dla osób o specyficznych upodobaniach: także do wąchania).
Autor: Marcin Kydryński, tytuł: "Biel. Notatki z Afryki". I w tym momencie wychodzi stereotypowe myślenie, uproszczenia i co tam jeszcze. BIEL i AFRYKA? Kto by się spodziewał?
A tu proszę, niespodzianka! Nie będę zdradzać, o co chodziło - jeśli ktoś ma ochotę na taką lekturę, to zapraszam do mojej prywatnej wypożyczalni :-)
I książka druga. O wojnach, biedzie, cierpieniu, lęku. A na koniec każdego rozdziału kilka przepisów na lokalne dania. WOJNA i GOTOWANIE? Kto by się spodziewał? A tu proszę, niespodzianka! Książka nosi tytuł "Kałasznikow kebab. Reportaże wojenne", ale nie jest to chyba najlepsze tłumaczenie (zapraszam do postów, w których zajmowałam się rolą tłumacza...). Tytuł angielski brzmi: "Peace meals. Candy-wrapped kalashnikovs and other war stories". Nie trzeba być wybitnym lingwistą, żeby zauważyć różnicę... Tak czy siak książka Anny Badkhen jest jedną z tych, które sprawiają, że podczas lektury co chwilę podskakujesz i myślisz "Wow! Ona [autorka] jest niesamowita!", "Kurczę, chciałabym kiedyś w taki sposób dawać głos innym!", "Ojej, jak ona to robi?". No, może nie każdy tak ma, ale na mnie działa to właśnie w ten sposób (niektórzy czasem dziwnie na mnie patrzą, nie rozumiem dlaczego ;-) )
Dlaczego o tym dzisiaj piszę? Bo czasami jest tak, że rzeczy nie jawią się nam w swojej prawdziwej postaci. A mówiąc "normalnie": pozory często mylą, a nasze oczekiwania/przewidywania okazują się błędne. Banał, nudy, buuuu.... Zaczekaj sekundkę! Zastanówmy się nad tym chwilę. Mamy w głowie mnóstwo klisz, które ułatwiają nam codzienne funkcjonowanie. Słyszę deszcz stukający o szyby, więc wychodząc z domu zabieram parasol. Widzę gromadkę dobrze wyglądających ziomków - przechodzę na drugą stronę ulicy. Widzę gromadkę dobrze "zrobionych" nastolatek - jeszcze szybciej przechodzę na drugą stronę ulicy. Jednocześnie myśląc o deszczu, nie wyobrażam sobie słonecznej plaży. Słysząc Afryka - nie myślę "biel". Na słowo "wojna" nie reaguję myślą o pysznym jedzeniu. I tak dalej... Stosowanie takich uproszczeń nie jest samo w sobie złe. Ale może czasem warto spróbować wyskoczyć poza ich ramy.
Ostatnio na FB (i pewnie nie tylko) można trafić na reklamę-eksperyment IKEI, w którym organizatorzy posadzili plecami do siebie dwie osoby. Po krótkiej (?) rozmowie pozwolili im się do siebie odwrócić. Jakie było zdziwienie bohaterów, kiedy okazywało się, że są sąsiadami. Tylko jakoś nigdy nie zamienili ze sobą więcej słów niż jakieś "Dzień dobry" czy coś w tym rodzaju. A co najlepsze - prawdopodobnie mieli o sobie nawzajem zdanie, które nie pozwalało na bliższy kontakt. Np. starsza pani mówi, że jej rozmówca okazał się przemiły, że cudownie się otworzył, że jest niesamowitym młodym chłopakiem, ale... ma dredy! (w jej głosie słychać zaskoczenie). Pytanie A brzmi: i co z tego? Przecież rozmawiało się z nim świetnie? Pytanie B: ile razy JA unikałam kogoś, bo coś mi się nie podobało w jego wyglądzie czy zachowaniu? I w drugą stronę: ile razy dałam się nabrać na czyjś wygląd czy "ładny" sposób bycia? Jasne, chciałabym móc powiedzieć, że nie ulegam żadnym uprzedzeniom itd. Tylko to nie jest chyba prawda. Zresztą to nie dotyczy tylko innych ludzi. Ile było sytuacji, których niepotrzebnie się bałam, ilu wydarzeń bez sensu chciałam uniknąć. Bo wydawało mi się, że PRZECIEŻ DOSKONALE WIEM, JAK TO SIĘ SKOŃCZY. A tu proszę, niespodzianka!
Takie fajne dwa słowa: DAJ SZANSĘ. Daj szansę sobie, okolicznościom, sytuacji, drugiemu człowiekowi. Spróbuj szerzej otworzyć oczy. Nawet na to, co napisałam powyżej, powinnam przyjąć poprawkę. Bo TAM jest tak pięknie! Bo ONA tak niesamowicie pisze! Bo w "moim" National G. pokazują takie wspaniałe zjawiska. Hello, Katarzyno! Ile wokół ciebie jest piękna, niesamowitości i wspaniałości. Ilu ludzi, którym nie poświęcasz dostatecznie dużo uwagi. Ile miejsc wartych odwiedzenia (i może opisania?). Nie chodzi o to, żeby nie mieć marzeń. Żeby nie próbować patrzeć wyżej i dalej. Żeby nie inspirować się tym, co się do tego nadaje. Zresztą, jeśli ktoś czyta tego bloga, to raczej nie ma wątpliwości, że mogłabym zachęcać do takiej postawy. Ale ciągle też uczę się, że oprócz WYOBRAŻANIA sobie tego, co kiedyś o gdzieś, mogę BYĆ tu i teraz. I zamiast tylko wzdychać, że "och...czy mnie się kiedyś coś uda", powinnam się uśmiechnąć i korzystać z tego, co już i teraz mam. Nawet założyłam dzisiaj rano koszulkę z takim napisem:
Biała okładka, mnóstwo przepięknych zdjęć, treść czasem bardzo ciekawa, a czasem nieco przesadnie poetycka (tzn. chyba takie było założenie autora, żeby niektóre fragmenty brzmiały nostalgiczno-poetycko-romantyczno-filozoficznie; mnie to raczej irytowało). W każdym razie książka i do czytania i do oglądania (a dla osób o specyficznych upodobaniach: także do wąchania).
Autor: Marcin Kydryński, tytuł: "Biel. Notatki z Afryki". I w tym momencie wychodzi stereotypowe myślenie, uproszczenia i co tam jeszcze. BIEL i AFRYKA? Kto by się spodziewał?
A tu proszę, niespodzianka! Nie będę zdradzać, o co chodziło - jeśli ktoś ma ochotę na taką lekturę, to zapraszam do mojej prywatnej wypożyczalni :-)
I książka druga. O wojnach, biedzie, cierpieniu, lęku. A na koniec każdego rozdziału kilka przepisów na lokalne dania. WOJNA i GOTOWANIE? Kto by się spodziewał? A tu proszę, niespodzianka! Książka nosi tytuł "Kałasznikow kebab. Reportaże wojenne", ale nie jest to chyba najlepsze tłumaczenie (zapraszam do postów, w których zajmowałam się rolą tłumacza...). Tytuł angielski brzmi: "Peace meals. Candy-wrapped kalashnikovs and other war stories". Nie trzeba być wybitnym lingwistą, żeby zauważyć różnicę... Tak czy siak książka Anny Badkhen jest jedną z tych, które sprawiają, że podczas lektury co chwilę podskakujesz i myślisz "Wow! Ona [autorka] jest niesamowita!", "Kurczę, chciałabym kiedyś w taki sposób dawać głos innym!", "Ojej, jak ona to robi?". No, może nie każdy tak ma, ale na mnie działa to właśnie w ten sposób (niektórzy czasem dziwnie na mnie patrzą, nie rozumiem dlaczego ;-) )
Dlaczego o tym dzisiaj piszę? Bo czasami jest tak, że rzeczy nie jawią się nam w swojej prawdziwej postaci. A mówiąc "normalnie": pozory często mylą, a nasze oczekiwania/przewidywania okazują się błędne. Banał, nudy, buuuu.... Zaczekaj sekundkę! Zastanówmy się nad tym chwilę. Mamy w głowie mnóstwo klisz, które ułatwiają nam codzienne funkcjonowanie. Słyszę deszcz stukający o szyby, więc wychodząc z domu zabieram parasol. Widzę gromadkę dobrze wyglądających ziomków - przechodzę na drugą stronę ulicy. Widzę gromadkę dobrze "zrobionych" nastolatek - jeszcze szybciej przechodzę na drugą stronę ulicy. Jednocześnie myśląc o deszczu, nie wyobrażam sobie słonecznej plaży. Słysząc Afryka - nie myślę "biel". Na słowo "wojna" nie reaguję myślą o pysznym jedzeniu. I tak dalej... Stosowanie takich uproszczeń nie jest samo w sobie złe. Ale może czasem warto spróbować wyskoczyć poza ich ramy.
Ostatnio na FB (i pewnie nie tylko) można trafić na reklamę-eksperyment IKEI, w którym organizatorzy posadzili plecami do siebie dwie osoby. Po krótkiej (?) rozmowie pozwolili im się do siebie odwrócić. Jakie było zdziwienie bohaterów, kiedy okazywało się, że są sąsiadami. Tylko jakoś nigdy nie zamienili ze sobą więcej słów niż jakieś "Dzień dobry" czy coś w tym rodzaju. A co najlepsze - prawdopodobnie mieli o sobie nawzajem zdanie, które nie pozwalało na bliższy kontakt. Np. starsza pani mówi, że jej rozmówca okazał się przemiły, że cudownie się otworzył, że jest niesamowitym młodym chłopakiem, ale... ma dredy! (w jej głosie słychać zaskoczenie). Pytanie A brzmi: i co z tego? Przecież rozmawiało się z nim świetnie? Pytanie B: ile razy JA unikałam kogoś, bo coś mi się nie podobało w jego wyglądzie czy zachowaniu? I w drugą stronę: ile razy dałam się nabrać na czyjś wygląd czy "ładny" sposób bycia? Jasne, chciałabym móc powiedzieć, że nie ulegam żadnym uprzedzeniom itd. Tylko to nie jest chyba prawda. Zresztą to nie dotyczy tylko innych ludzi. Ile było sytuacji, których niepotrzebnie się bałam, ilu wydarzeń bez sensu chciałam uniknąć. Bo wydawało mi się, że PRZECIEŻ DOSKONALE WIEM, JAK TO SIĘ SKOŃCZY. A tu proszę, niespodzianka!
Takie fajne dwa słowa: DAJ SZANSĘ. Daj szansę sobie, okolicznościom, sytuacji, drugiemu człowiekowi. Spróbuj szerzej otworzyć oczy. Nawet na to, co napisałam powyżej, powinnam przyjąć poprawkę. Bo TAM jest tak pięknie! Bo ONA tak niesamowicie pisze! Bo w "moim" National G. pokazują takie wspaniałe zjawiska. Hello, Katarzyno! Ile wokół ciebie jest piękna, niesamowitości i wspaniałości. Ilu ludzi, którym nie poświęcasz dostatecznie dużo uwagi. Ile miejsc wartych odwiedzenia (i może opisania?). Nie chodzi o to, żeby nie mieć marzeń. Żeby nie próbować patrzeć wyżej i dalej. Żeby nie inspirować się tym, co się do tego nadaje. Zresztą, jeśli ktoś czyta tego bloga, to raczej nie ma wątpliwości, że mogłabym zachęcać do takiej postawy. Ale ciągle też uczę się, że oprócz WYOBRAŻANIA sobie tego, co kiedyś o gdzieś, mogę BYĆ tu i teraz. I zamiast tylko wzdychać, że "och...czy mnie się kiedyś coś uda", powinnam się uśmiechnąć i korzystać z tego, co już i teraz mam. Nawet założyłam dzisiaj rano koszulkę z takim napisem:
START WHERE YOU ARE
DO WHAT YOU CAN
USE WHAT YOU HAVE
A nie myślałam, że napiszę dzisiaj coś "w tym temacie". A tu proszę, niespodzianka! I kto by się spodziewał? :-)
Komentarze
Prześlij komentarz