Cztery historyjki i bonus
Raz
Przedzieramy się z
rowerami przez niskie krzaki. Przeciskamy się między drzewami.
Kolczaste łodygi jeżyn przebijają skórę na łydkach, pokrzywy
parzą. Już dawno nie pada, ale z gałęzi wciąż spadają na nas
zimne krople deszczu. Promienie słońca tańczą na naszych
twarzach. Wdychamy zapach lasu. Słuchamy śpiewu ptaków. Śmiejemy
się i jedziemy dalej.
Dwa
Miękkie łóżko. Za oknem
noc. Na suficie gwiazdki wyświetlane przez biedronkę. Czemu ta
zabawka to akurat biedronka? Mama i jej córeczka i ja. Leżymy na
plecach, patrzymy na pomarańczowy rogalik księżyca i czujemy się
częścią wszechświata. Pod sufitem wirują marzenia i lęki.
Oswajamy ciemność i to, co nam siedzi w głowach i w sercach. I
mówimy rzeczy, których nie mówi się, kiedy jest jasno i
tłoczno.
Trzy
Bo on nie wie, co ona tak naprawdę
myśli. Bo raz mówi jedno, a za chwilę drugie. A potem jeszcze
trzecie i czwarte. Więc on dzwoni do mnie, żeby zapytać o radę. Co robić? Lepiej o tym porozmawiać czy poczekać, aż jakoś
samo się wszystko wyjaśni? No dobrze, to czekamy. Albo nie, lepiej
spróbuje porozmawiać. Chociaż jeszcze nie teraz. Telefon przy uchu
robi się gorący, po raz kolejny rozważamy wszystkie za i przeciw.
Mija kilkadziesiąt minut, to już chyba na dziś wystarczy, odezwie
się znowu za kilka dni, bo ona zaraz kończy pracę i powinien ją
odwiedzić.
Cztery
Kiedyś potrafiłyśmy gadać
godzinami. W szkole, po szkole, w weekendy i w trakcie wakacji. Buzie
się nam nie zamykały. Przecież o niczym można gadać bez końca.
A teraz się okazało, że bez końca można też rozmawiać o
najważniejszych sprawach. Że jak po dwudziestu latach znajomości
wyszłyśmy ze swoich skorupek, to potrafimy znaleźć w sobie tyle
podobnych pragnień i chceń, i – co już w zasadzie wydaje się
niemożliwe – będziemy razem (to znaczy dopingując się) dążyć
do swoich celów. Które nie są identyczne, ale mają pomóc nam
stać się w końcu szczęśliwymi.
I tak dalej
Ostatnio
lubię mówić, że czuję się, jakbym miała 16 lat. Ale to
niezupełnie prawda. Bo czuję się o wiele lepiej. O wiele bardziej
sobą. W końcu mam w sobie „rzeczy”, których zawsze mi
brakowało. Nadal są miejsca, którymi trzeba się troskliwie zająć,
ale wreszcie czuję, że oddycham. I nie jest to chwilowe wrażenie
(których było do tej pory całkiem sporo), tylko bardziej stan (o
ile można tak powiedzieć o czymś ruchliwym, żywym, pełnym
energii). Dorosłam? Zmądrzałam? Otworzyłam się? Chyba tak. I
pewnie jeszcze znacznie więcej. Nie ma sielanki, nie ma dni bez
zmartwień, nie jest tak, że nie męczą mnie różne trudne myśli.
Ale jest dobrze. Jest bardzo dobrze. Jest maj. Są wokół mnie
przyjaciele. Dam radę. Damy radę.
PS. Jakbyście mieli
ochotę poczytać coś innego niż moje pisanki, to oto lista fajnych
książek, które ostatnio trafiły z półek do mojej głowy:
-
„Dzika droga. Jak odnalazłam siebie” Cheryl Strayed – jedna z
tych książek, które sprawiają, że chcesz NATYCHMIAST ruszyć w
świat (zwłaszcza jeśli jesteś dziewczyną przed 30 i bardzo
chcesz, żeby Twoje życie miało sens)
- „Historia pszczół”
Maja Lunde – wow! Nie dajcie się zwieść tytułowi – to nie
jest książka dla pszczelarzy! I więcej mówi o nas jako o
ludziach, niż o owadach.
- „Mężczyźni objaśniają mi świat”
Rebecca Solnit – zbiór historii i rozkminek krążących wokół
tego brzydkiego słowa na F. Must read dla kobiet ORAZ mężczyzn.
Czasem dobrze jest przyjrzeć się czemuś, co wydaje się TAKIE
oczywiste.
A teraz czytam rewelacyjne opowiadania Pawła
Sołtysa („Mikrotyki”) i reportaż „Wszyscy jesteśmy dziwni”
Karoliny Sulej.
Komentarze
Prześlij komentarz