W różowym ci do twarzy - czyli jak Kasia odwagi nabiera
„Większość osób boi się ciemności. Dzieci boją się jej dosłownie, podczas gdy wielu dorosłych obawia się, przede wszystkim, ciemności tego, co nieznane, tego, czego nie można zobaczyć, co pozostaje niewyraźne.”
(Rebbeca Solnit, „Mężczyźni objaśniają mi świat” - zbiór świetnych esejów! Niewielka objętość, ale myślenia, że ho ho!)
A jakby to było, gdyby ktoś odważył się zrobić coś inaczej niż dotychczas? Jak mogłaby brzmieć taka opowieść?
(Rebbeca Solnit, „Mężczyźni objaśniają mi świat” - zbiór świetnych esejów! Niewielka objętość, ale myślenia, że ho ho!)
A jakby to było, gdyby ktoś odważył się zrobić coś inaczej niż dotychczas? Jak mogłaby brzmieć taka opowieść?
Nazywam się Katarzyna i kilka dni temu
kupiłam sobie bluzę. W kolorze pudrowego różu. No tak, i jeszcze
sukienkę. Czerwoną. Właściwie malinową. Przed kolano, z krótkim
rękawem. I zamierzam w nich chodzić. W zasadzie bluza miała już
swój debiut. Cóż, spodziewałam się pewnej reakcji, ale nie
przypuszczałam, że będzie ona aż tak zdecydowana. Owszem, podoba
mi się jej (tzn. bluzy) krój i kształt. Ale nie sądziłam, że usłyszę tyle
pochwał na temat tego, jak w niej wyglądam. Szok. Niedowierzanie.
Jakaś taka satysfakcja.
Ach no dobrze, to powinnam jeszcze
powiedzieć, że tzw. prawdziwy szał był prawie miesiąc temu, na
pewnej imprezie, kiedy ilość otrzymanych komplementów dotyczących
wyglądu oraz spojrzeń pełnych aprobaty przekroczyła chyba sumę
wszystkich miłych słów, które usłyszałam w ciągu całego
życia.
Tak, wiem, to wszystko brzmi niezbyt skromnie. Ktoś
może pomyśleć, że to nie wypada. Niektórych może ta moja
postawa dziwić. Ale trudno. Ja jestem już po drugiej (albo po
pierwszej – jeśliby założyć, że kiedyś już tak miałam,
potem na trochę zniknęłam, a teraz znów wróciłam) stronie. W
miejscu, w którym czuję się po prostu dobrze. I jestem gotowa na
to, by nie tylko dobrze się czuć, ale też dobrze wyglądać, robić
dobre rzeczy i jeszcze o tym mówić.
Podobno życie zaczyna się po
czterdzieste. Albo po pięćdziesiątce. A ja nie mam jeszcze
trzydziestu lat (choć, nie ma co się oszukiwać, to już całkiem
niedługo). I nie zamierzam czekać na „zaczęcie życia” do
jakichś okrągłych urodzin. Bo – zdradzę Wam jeszcze jeden
sekret – ja chcę żyć już teraz. I tak, wiem, że do tej pory
nie byłam taka „in”. Że nigdy nie miałam czerwonej sukienki.
Że raczej nie nosiłam różowych ciuchów. Że nie szalałam na
parkiecie/kanapie w rytmie hmm... niezbyt ambitnych utworów
muzycznych. Ale czy to znaczy, że mam się stać więźniem tego, co
się o mnie myśli? Co ja sobie o sobie myślę? Czy jeśli czuję,
że czegoś chcę, jeśli widzę, że coś idzie w dobrym kierunku,
to mam z tego zrezygnować tylko dlatego, że do tej pory nie miałam
na to ochoty i/lub (a może zwłaszcza) odwagi? Wiadomka, nie zawsze
jest łatwo „się przekroczyć”, ale jeśli ja potrafię się na
to zdobyć, to naprawdę każdy może.
Tyle razy już o tym
było (i tu i w innych miejscach w internecie, książkach,
rozmowach), ale może akurat dziś jest ten dzień, w którym ktoś
potrzebuje jeszcze raz wyraźnie usłyszeć: Yes, you can! Nie musisz
się aż tak bać. Nie musisz się aż tak stresować. Nie musisz być
dokładnie taka sama/taki sam, jak miesiąc, rok czy dziesięć lat
temu. Wszystko (lub prawie wszystko) jest do zrobienia. Pomyśl o
tym. Uśmiechnij się do siebie. Pozwól sobie na odwagę. Nigdy nie
wiadomo co z tego wyniknie, ale jeśli czujesz, że to ma sens, to
śmiało – zrób ten krok i zobacz co się stanie.
PS Ostatnio coraz chętniej "się odważam". Może zechcesz do mnie dołączyć? ;-)
Komentarze
Prześlij komentarz