Dlaczego (prawdopodobnie) nie zostanę milionerką

Myślę, że większość z Was to wie, ale jeszcze na wszelki wypadek napiszę to wprost: przez ostatnie 27 lat, 10 miesięcy i 18 dni nigdy nie byłam bogaczem. I myślę, że przez co najmniej kolejne tyle nie będę się kąpać w basenie pełnym złotych monet (kto czytał „Kaczora Donalda”, ten wie o czym mowa), ani nie będę skręcać papierosów z jednodolarówek (i to nie tylko dlatego, że nie palę). 

Może nie powinnam się do tego przyznawać, ponieważ w tak zwanych dzisiejszych czasach mówi się dużo o sile automotywacji, o tym, że powtarzanie miliard razy zdania „Jestem piękna, mądra i bogata” działa cuda, że żeby zostać KIMŚ, trzeba uwierzyć, że już się tym kimś jest itd. 
Hm hm hm...

Ale my przecież jesteśmy wege, jeździmy na rowerze, CZYTAMY PAPIEROWE KSIĄŻKI, nie mamy ajfona i nie jeździmy do Starbucksa (uwierzycie, że pisząc to słowo na moment się zawahałam i musiałam sobie sprawdzić w internetach poprawną nazwę???), więc już nam nic nie zaszkodzi.

No dobrze, ale dlaczegóż to mniemam, iż nie zostanę milionerką w dającej się przewidzieć (ha ha ha) przyszłości?

Otóż na przykład dlatego, że zarobione pieniążki wolę przeznaczyć na:

- książki!!!!!! Tak, wiem, to może brzmieć szokująco. Ale taka jest prawda i nie próbujmy czarować rzeczywistości. I tak, wiem, że są biblioteki (korzystam!), że książki można pozyskać inaczej niż drogą kupna (np. poprzez konkursy – a więc biorę udział ORAZ od czasu do czasu wygrywam). Ale i tak UWIELBIAM kupować własne kniżki. I nie wyobrażam sobie mieszkania w miejscu z jedną półką, na której stoi sobie reprezentacyjna pięciotomowa encyklopedia i paprotka.

- wycieczki małe i duże – na przykład ostatnio byłam w Krakowie: cudowna pogoda, piękne miasto i czas spędzony z siostrą (o tym jeszcze za chwilę). I tak, zamiast wydawać kasę na bilety i lody, mogłam na przykład.... Ale w sumie co mogłam w zamian? Skoro nie wydaję pieniędzy na dragi, fajki i imprezy w megaklubach, a, umówmy się, głupio jednak przeznaczać cały budżet na książki, to cóż mi zostaje? Fakt, można jeszcze oszczędzać. Ale (i to kolejny powód, dla którego raczej nie zamieszkam w różowym pałacu) nie chcę przez całe życie WYŁĄCZNIE oszczędzać. Moje konto oszczędnościowe wprawdzie nie świeci pustkami, ale fortuny na nim nie znajdziecie. Ale czemu wycieczki? Przecież nie dość, że to się wiąże z wydatkami, to jeszcze się człowiek zmęczy, odcisków dostanie, obiadu porządnego często nie zje... A jednak! Och! Takiej energii, takiego przewietrzenia głowy, takiego wewnętrznego wow nie da się złapać siedząc w domu i „scrollując fejsa”. No chyba, że tylko ja tak nie umiem. 

- no i czas na „trzecie primo”, pośrednio wiążące się z wycieczkami (ale nie tylko). Do tego Krakowa ostatnio pojechałam nie tylko ze względu na to, że lubię po prostu być w tym mieście, ale też dlatego, że moja siostra tam studiuje i mieszka. No i bardzo chciałam się z nią zobaczyć. Bo (to kolejny taki mój mały sekret) to jednak nie książki są najważniejsze w moim życiu. Ważniejsi od nich są bliscy mi ludzie. I mimo że np. z siostrami nie zawsze się dogadywałam (im jesteśmy starsze, tym lepiej nam idzie), to nie wyobrażam sobie nie mieć z nimi kontaktu. Obie mieszkają daleko, ale staram się, żeby nie zapomniały, że mają tu swoją starszą siostrę, która choć czasem się czepia, to jak przychodzi co do czego, to nie jest taka zła ;) A podtrzymywanie różnych relacji (także przyjacielskich) czasem wiąże się także z kasą. Bo tu wyjście do kina, tu jakaś kawka, tu lody albo pizza. I to jest szalenie ważne (przynajmniej dla mnie), żeby móc także w ten sposób spędzać czas z ludźmi, na których nam zależy.

No dobra, trzy powody chyba wystarczą.
I wow – dzisiaj nie jest płaczliwie/sentymentalnie/serco-rozrywająco itd.
I dobrze! Bo, jak brzmi tytuł autobiografii współczesnego polskiego barda muzyki disco polo, „życie to są chwile” i nawet jak jest ciężko, to jest też często po prostu fajnie. 
No. 


Komentarze