Czekolada czy kolibry?
Siedzę w wannie pełnej gorącej wody
i patrzę na bąbelki powietrza „przyklejone” do mojej
nogi.
Czytam bratu „Chłopców z Placu Broni”.
Idę na spacer mimo ulewy, a po powrocie robię sobie gorące kakao.
Kupuję w Biedronce książkę za dyszkę.
Rozmawiam z przyjaciółką o trójsmakowej Milce.
Próbuję zapamiętać odmianę czasownika „być” po francusku.
W południe wychodzę na dwór, żeby złapać trochę jesiennych promieni słońca.
Czytam artykuł o kolibrach.
Piję herbatę z cytryną.
Słucham piosenki ludowej.
A w środku?
Idę na spacer mimo ulewy, a po powrocie robię sobie gorące kakao.
Kupuję w Biedronce książkę za dyszkę.
Rozmawiam z przyjaciółką o trójsmakowej Milce.
Próbuję zapamiętać odmianę czasownika „być” po francusku.
W południe wychodzę na dwór, żeby złapać trochę jesiennych promieni słońca.
Czytam artykuł o kolibrach.
Piję herbatę z cytryną.
Słucham piosenki ludowej.
A w środku?
Wiadomo, najbardziej zewnętrzna warstwa środka
zajmuje się przeżywaniem wyżej wymienionych zjawisk. Niektóre z
nich są tak angażujące, że przenikają do dalszych, głębszych
warstw. Właściwie dzięki temu te głębsze warstwy są ciągle
żywe. Bo ogólnie to z moim środkiem nie jest najlepiej.
Ale
spokojnie, nie będę tu narzekać (takie jest przynajmniej
założenie!).
Pomyślmy. Czasem jest nam tak ciężko, ale
tak ciężko..., że naprawdę nie umiemy sobie z tym poradzić. I co
robimy?
Często (?) tworzymy sobie takie wewnętrzne pudełko,
do którego wkładamy trudne sytuacje, emocje, strachy, smutki itd. Z
jednej strony to nam pomaga jakoś przetrwać „ciężkie czasy”,
„jakoś funkcjonować mimo wszystko”, iść do przodu i inne
takie. Czyli działa to na plus.
Ale z drugiej istnieje
ryzyko, że zamykając, uszczelniając, betonując to pudełko,
zamkniemy, uszczelnimy i zabetonujemy więcej niż byśmy chcieli.
Więcej niż się spodziewamy. Więcej niż zdajemy sobie sprawę. I
po jakimś czasie okaże się, że może i nie jesteśmy smutni, ale
też nie potrafimy się cieszyć. Że nie czujemy już bólu, ale nie
doznajemy też spokoju. Że nie dotyka nas czyjaś złość, ale nie
dociera do nas także miłość.
Co robić? Jak żyć?
Na
szczęście jest tu Wasza Ciocia Kasia, która zaraz opowie, jak
można spróbować sobie z tym poradzić.
A zatem, Mili moi,
przede wszystkim zajmijmy się tym pudełkiem. Oczywiście, nie ma co
w nieskończoność grzebać się w różnych trudnościach z
przeszłości. Dlatego schowek na takie rzeczy jest jak najbardziej
przydatny. Ale po pierwsze, nie powinien stać się śmietnikiem, a
po drugie nie możemy całkiem zapomnieć o tym, co tam jest. Te
uczucia, emocje, przeżycia są potrzebne! Warto czasem o nich
pomyśleć, przypomnieć sobie skąd się wzięły i z czym się
wiążą.
A teraz zerknijcie proszę na listę „rzeczy”
umieszczonych w pierwszym akapicie. To są takie promyki, które
naprawdę (choć niezbyt spektakularnie i czasem bardzo powoli) nie
pozwalają zamarznąć naszemu wnętrzu. Każdy ma swoją listę
takich promyków i każda taka lista jest (powinna być) idealnie
dopasowana do konkretnej osoby. Nie ma co oceniać czy jedzenie lodów
przy fontannie jest lepsze od słuchania piosenek z „Króla Lwa”,
albo czy czytanie starych gazet jest gorsze od pisania wierszy.
Najważniejsze, żeby działało!
Komentarze
Prześlij komentarz