Zanim Cię zjedzą
Nie wiem czy wiecie, ale hitem tego
lata wcale nie jest Dee-spa-sito ani żadna z miliarda parodii,
przeróbek, coverów i czego tam jeszcze, ale fakt, że autorka
niniejszego bloga została zaproszona na wesele w charakterze osoby
towarzyszącej (w związku z tym, że życiowa partnerka przyjaciela
pary młodej nie mogła przyjechać na uroczystość). Wyobrażacie
to sobie? Ja! Co więcej, nie tylko poszłam na to wesele, ale i
świetnie się bawiłam. Tańczyłam (chociaż nie umiem), śpiewałam
(chociaż naprawdę nie umiem) i śmiałam się ile wlezie (to akurat
umiem doskonale). Teraz sobie myślę, że „faaaajnie było”, ale
tuż przed wyjściem wcale nie byłam pewna, że nie wrócę do domu
pieszo zaraz po obiedzie.
Bo przecież
co ONI WSZYSCY będą
sobie o mnie myśleć?
Nie dość, że obca, to jeszcze – jaka
głupia – nawet nie umie tańczyć.
I w dodatku nie je mięsa.
I
nie pije wódki.
WTF, to po co w ogóle tu przylazła.
A jak zapytają o pracę?
O plany?
O
to, co tak właściwie teraz robię?
Nie ma szans, WSZYSCY pękną
ze śmiechu, a zaraz potem mnie zjedzą. Właściwie dlaczego jeszcze
nie napisałam testamentu?
I wiecie co?
NIE ZJEDLI
MNIE!
Okazało się (w zasadzie po raz kolejny), że nie jestem
jedyną osobą we Wszechświecie, która ciągle szuka tego, co
naprawdę chce robić, że inni też zmieniają kierunki studiów i
pracę, a niektórzy wręcz uważają, że to, co robiłam i robię
jest super! (niby to wiem – w końcu z jakiegoś powodu wybierałam
to, co wybierałam, ale jednak sami wiecie, że jest miło, jak ktoś
te nasze wybory chwali i/lub się nimi cieszy)
Przekonałam się
też (znowu), że to, że ktoś na mnie patrzy, niekoniecznie
oznacza, że się gapi. Że jeśli ktoś się uśmiecha czy nawet
śmieje, to nie zawsze się wyśmiewa. Że zadawanie pytań może
wynikać z ciekawości, a nie z chęci „zagięcia” rozmówcy.
Że
nie tylko ja się boję miliona rzeczy.
Niby wiadomka. Niby
banały. Ale z wszystkiego (także z wesela) da się wyciągnąć
jakąś lekcję. Pisałam już kiedyś, że największe strachy wcale
się nie czają w ciemnych zakątkach, tylko w naszej głowie. I w
sumie moglibyśmy je łatwo unieszkodliwiać, gdybyśmy tylko dawali
sobie na to szansę.
Kiedy zaproponowano mi pójście na tą
imprezę, mogłam odmówić. Myślę, że nikogo by to specjalnie nie
zdziwiło. Ale postanowiłam się odważyć i w nagrodę mogłam
przyjrzeć się swoim emocjom, uczuciom, lękom i reakcjom na nie i
zobaczyć, że nie jest ze mną tak źle, jak sobie czasem myślę.
A więc – jak macie szansę zrobić coś, co w zasadzie nie
jest w Waszym stylu, ale jednak jakoś Was ciągnie, to korzystajcie.
W najgorszym wypadku po prostu zjecie coś dobrego albo zaśpiewacie
na całe gardło, że „macie stajla” :)
Komentarze
Prześlij komentarz