Kołacze na dworcu, czyli szympans ma Święto Pracy
Wstęp nr 1
Pewnego dnia, w
czasach, gdy jeździłam na studia do Katowic, czekając na pociąg
obserwowałam Panów Robotników pracujących przy nasypie wzdłuż
torów. Nie pamiętam dokładnie co robili, ale być może umacniali
„zbocze” po to, by zabezpieczyć tory. Ale dla tej opowieści nie
ma to większego znaczenia. Chciałabym dzisiaj skupić się nad tym,
co wtedy przyszło mi do głowy – tamtego poranka zapisałam sobie
bowiem w moim średniowiecznym telefonie (którym zastąpiłam
poprzedni, starożytny, model wszystkoodpornej Nokii) następujące
pytanie: „Dlaczego pani/pan robi to, co robi?”. Myślałam wtedy
o zadaniu tego pytania jak największej liczbie osób, zwłaszcza
wykonujących prace nie będące źródłem marzeń przeciętnego
licealisty czy studenta. Dotychczas nie zrealizowałam tego planu,
ale fakt, że nie wykasowałam tej notatki świadczy o tym, że nie
porzuciłam tego pomysłu.
Wstęp nr 2
Przeczytałam
właśnie w „Tygodniku Powszechnym” znakomity felieton Jana
Klaty, w którym opisuje on eksperyment Wolfganga Koehlera. Ów
psycholog chciał sprawdzić, na ile szympans (o imieniu Sultan)
będzie w stanie poradzić sobie z zadaniem polegającym na
skonstruowaniu narzędzia, za pomocą którego zdoła dosięgnąć
banana umieszczonego poza zasięgiem jego rąk (łap? Łapy mają
raczej koty i psy?). Okazało się, że zdolności konstruktorskie
szympansa były na wysokim poziomie, jednak radość z wykonanej
pracy sprawiła, iż Sultan zapomniał o czekającym nań bananie.
Klata żałuje, że nie stawia się u nas pomników zwierzaka z
napisem: „Przypomnij sobie, po co robisz to, co robisz”. Figura
małpy jako narzędzie służące autorefleksji? Właściwie dlaczego
nie?
Wstęp nr 3
Przysłowia mądrością narodów, a że
wczoraj mieliśmy święto pracy (które spora część rodaków –
przynajmniej w mojej okolicy - czci kosząc trawniki), zatem z worka
pełnego porzekadeł wyjmujemy znane powiedzenie „Bez pracy nie ma
kołaczy”. Niby oczywista oczywistość, niby każde dziecko o tym
wie, niby jest to przysłowie dodające nam (czyżby?) motywacji
podczas codziennych zmagań zawodowych, ale czy jednak kiedyś dłużej
zastanawialiśmy się nad znaczeniem tego sformułowania? Wydaje mi
się, że zazwyczaj skupiamy się na jego pierwszej części (czyli
na pracy), a nader często zapominamy o zakończeniu, czyli o
kołaczach. To nie są żarty! Jeśli mamy porzucić kołacze, to po
co właściwie pracować? Owszem, praca sama w sobie jest moim
zdaniem jednym (być może głównym) z czynników zapobiegających
„dziadzieniu” (nieładny zwrot! Muszę wymyślić coś innego!),
ale … w potocznym rozumieniu praca ma przede wszystkim przynosić
pieniądze [osoby nie pracujące ZAROBKOWO, a „tylko” rzekomo
HOBBYSTYCZNIE nie są zazwyczaj traktowane zbyt poważnie. Nie
zarabiasz = nic nie robisz. A przecież nie dość, że to nieprawda,
to nawet czasem jest odwrotnie. Tzn. osoby niezarabiające robią
więcej – i to sensownych – rzeczy niż ci, którzy SIEDZĄ w
pracy...]. No dobrze, ale po co te pieniądze? Czy wiem, po co tak o
nie zabiegam? Co chcę z nimi zrobić? Czy w ogóle mam plan na co je
przeznaczyć? Kiedy zamierzam pozwolić sobie na te kołacze? Czy w
ogóle daję sobie do nich prawo? I żeby było jasne, nie chodzi mi
tu o nie wiadomo co – tymi kołaczami nie muszą być nawet dobra
materialne (nein, jak to szumnie brzmi). Dobrze by było, żeby
człowiek, któremu wypłata starcza tylko na podstawowe zakupy,
opłaty itd. mógł „pokołaczować” choćby poprzez spędzenie
kilku minut dziennie na robieniu tego, co mu sprawia przyjemność,
co daje mu poczucie, że życie to nie jest tylko jedna wielka
harówa. Wiem, że to jest marzenie, ale kurcze! Bez marzeń daleko
nie zajedziemy.
***
No i co? Zrobiłam trzy wstępy i
właściwie powinnam kończyć, żeby mieć nadzieję, że ktoś
dotrwa do końca tego wpisu. Więc ok, z okazji początku maja, każdy
może sam zrobić sobie własne rozwinięcie.
PS. To nie jest
taki głupi pomysł, serio. W końcu czytamy różne rzeczy m.in. po
to, żeby mieć inspirację do własnych rozkminek. Jakby ktoś
chciał się nimi podzielić ze mną i/lub ze światem, to gorąco
zachęcam.
Komentarze
Prześlij komentarz