Śmiej się jak chcesz!
„Zaczęłam udzielać się towarzysko
przed dwoma laty, jako szesnastolatka, i wpadłam w wir balów,
herbatek, salonów muzycznych, wyścigów konnych i pikników.
Zdaniem mojej matki oznaczało to, że olśniewające wrota
Charlestonu stanęły przede mną otworem i rozpoczęło się poważne
dorosłe życie. Mogłam zająć się poszukiwaniem męża. Jak
dobrze urodzonego i sytuowanego, to już zależało od mojego uroku,
delikatnej sylwetki, umiejętności hafciarki i charyzmatycznego
tête-à-tête . (…) Matka od roku przestrzegała mnie przed
trudami staropanieństwa, rozwodząc się nad smutnym, samotnym
życiem swojej ciotki Amelii Jane. (…) Wieczór za wieczorem
chodziłam sama na wystawne przyjęcia, wspólnie z pozostałymi
kobietami sprowadzona do roli dzieła sztuki (…)”.
Źródło
cytatów: „Czarne skrzydła” (Sue Monk Kidd) – powieść,
której akcja toczy się w USA w XIX w.
Ach! To wiele wyjaśnia! Jak dobrze, że
dziś można być dziewczyną, kobietą wolną od tego typu
oczekiwań, schematów, (nie)możliwości.
Czyżby?
Rozmawiałam
wczoraj z pewną dwunastoletnią dziewczynką, która w pewnym
momencie powiedziała: „Ojej, nie powinnam się tak śmiać!”.
Gdy zapytałam dlaczego, odpowiedziała, że ostatnio na lekcji
wychowania do życia w rodzinie uczennice oglądały film, w którym
padło stwierdzenie, że dziewczynka nie powinna śmiać się
spontanicznie, tylko elegancko – bo w przeciwnym razie nie jest
kobieca i nie będzie atrakcyjna dla
chłopców.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Przyjrzyjmy
się jeszcze raz trzem ostatnim linijkom powyższego
akapitu:
ostatnio na lekcji wychowania do życia w rodzinie
uczennice oglądały film, w którym padło stwierdzenie, że
dziewczynka nie powinna śmiać się spontanicznie, tylko elegancko –
bo w przeciwnym razie nie jest kobieca i nie będzie atrakcyjna dla
chłopców.
OSTATNIO! Czyli w ciągu ostatnich kilkunastu dni!
W Polsce, w Rydułtowach, w szkole, do której ja też
chodziłam!
Na LEKCJI WYCHOWANIA DO ŻYCIA W RODZINIE! No tak,
przecież wiadomo, że niezbędnym składnikiem przepisu na
szczęśliwe rodzinne życie jest uśmiechnięta (ale nie –
roześmiana) żona (do tego pewnie jeszcze cicha, skromna i
pracowita). A niezbędnym składnikiem przepisu na szczęśliwe życie
kobiety jest bycie taką właśnie żoną. Dlatego wszystkie
dziewczynki powinny zanotować w swoich pamiętniczkach następujące
równanie:
spontaniczny śmiech = ŚMIECH NIEELEGANCKI = brak
kobiecości = brak atrakcyjności
Co tu w ogóle można
powiedzieć!
…............................................................................................................................................................
To
może dodam tylko jeszcze dwie myśli, które przemknęły mi przez
głowę w związku z tą rozmową:
a) Tego typu treści, poglądy, opinie
czy jakby to jeszcze nazwać, krzywdzą nie tylko dziewczynki i
kobiety. Moim zdaniem wyrządzają wielką krzywdę również
mężczyznom. Którzy mają rozum. Serce. Uczucia. Rozsądek.
A z
drugiej strony, ucząc dzieci, że naturalny dziewczyński śmiech,
ambicje, marzenia wykraczające poza posłuszną „służbę”
małżonkowi to bzdury, nie dziwmy się, że przemoc domowa, seksizm,
agresja wobec „słabszej” (WTF!) płci wciąż mają się
dobrze.
b) Nawet jeśli ta dziewczynka coś pomieszała (NIE
MAMY ŻADNYCH PODSTAW, BY JĄ O TO PODEJRZEWAĆ), coś źle
zrozumiała itp., to taki„pomysł” nie wziął się znikąd. Znam
ją dosyć dobrze od kilku lat i nigdy nie słyszałam, by wyrażała
się w podobny sposób. I nigdy nie martwiła się tym, że „źle”
się śmieje. Nie wydaje mi się, żeby tak po prostu pewnego dnia
uznała: „Och! Muszę śmiać się bardziej kobieco!”.
Anoreksja, bulimia, chorobliwa dbałość o wygląd, przesadny,
„dorosły” makijaż, dziwne stroje... Wydaje mi się, że
nastolatki mają dość problemów związanych z nierealistycznymi
wymaganiami stawianymi im przez różne podejrzane autorytety – czy
na pewno musimy im dokładać kolejne?
I to nie jest tak, że
tylko nauczyciele czy rodzice powinni być uważni w relacjach ze
swoimi podopiecznymi (i w równym stopniu mam tu na myśli
dziewczynki i chłopców). Każdy ma przecież w swoim otoczeniu
dzieci i/lub młodzież i każdy ma wpływ (często nie zdajemy sobie
sprawy jak wielki) na to, co im się rodzi w głowach i duszach. I
nie chodzi jedynie o te różowe czy niebieskie ubranka, ale przede
wszystkim o to, co i w jaki sposób mówimy o kobietach i
mężczyznach, o to, w jaki sposób kształtujemy WŁASNE relacje, o
to, komu i w jakich okolicznościach przyznajemy określone prawa i
obowiązki, kogo i kiedy traktujemy poważnie, a kogo i dlaczego –
z przymrużeniem oka, pobłażliwością, ze zniecierpliwieniem.
Akurat ten aspekt naszego życia w stu procentach zależy od
nas.
Kropka.
Kropka.
Komentarze
Prześlij komentarz