Ciocia Kasia opowiada

Była sobie dziewczyna, która przez większość życia uważała się za optymistkę. Wiecie, szklanka do połowy pełna, po deszczu jest słońce i tak dalej. Ale pewnego dnia przytrafił się jej Osobisty Koniec Świata i potem już nic nie było takie samo. Dziewczyna czuła się tak, jakby powolutku znikała. Pamiętacie Kota z „Alicji w Krainie Czarów”, który znikał od ogona do uśmiechu? Podobnie było z tą dziewczyną, tyle że u niej najpierw zniknął uśmiech (ale nie ten na twarzy – w końcu od dawna ćwiczyła się w publicznym uśmiechaniu; ale ten prawdziwy, wewnętrzny). A przynajmniej tak jej się wydawało. 

Drażniło ją dopytywanie właściwie obcych osób o szczegółowy przebieg Końca Świata, chciało jej się płakać, kiedy omawiała go z przyjaciółmi, podczas rozkminek w środku nocy czuła się jak ofiara losu i zastanawiała się, czy kiedykolwiek uda się jej doprowadzić do przynajmniej częściowego „porządku” (Jak myślicie, jaka była najczęstsza jej odpowiedź?).

Jednak któregoś wieczoru nad jej głową rozbłysła mała żaróweczka wołająca: Hej, posłuchaj! (czy żarówki mogą tak po prostu pojawiać się nad głową i coś mówić? W bajkach wszystko jest możliwe, a przecież zdajemy sobie sprawę, że ta historia to taka sobie opowieść na jesienny wieczór)

Dziewczyna zatrzymała więc zdziwiony potok myśli, które akurat zaprzątały jej umysł i zwróciła się w kierunku źródła dźwięku (i światła!). I w tej samej chwili zobaczyła, że jej niezbyt dobre samopoczucie wynika w dużym stopniu z tego, że – udzielmy na chwilę głosu naszej bohaterce - „myślę o sobie w 'przegrany' sposób. Opowiadam sobie (i czasem innym), że prawie nic mi nie wychodzi, że nic nie jest takie, jakbym chciała i ogólnie większość mojego życia to porażka. Ale przecież mogę to zmienić! Teraz, dzisiaj, just now!”. 

Zapytacie, cóż takiego dziewczyna może zmienić od razu? Tak, wiem, to nie jest odkrycie Ameryki. Ale i tak myślę, że warto to jasno powiedzieć: teraz, natychmiast i od razu można zmienić swoje myślenie! Swoje nastawienie do samej/samego siebie! Uśmiechnąć się wyprostować, ułożyć plan działania, przemyśleć to, co i jak miałoby wyglądać, żeby czuć się szczęśliwą/szczęśliwym. To nie zawsze jest łatwe, ale bez tego nie ma szans nawet na najmniejszą poprawę.

I, co bardzo ważne, czasem nawet takie banały są nam potrzebne. Możemy je recytować z pamięci, a i tak, gdy w odpowiedniej chwili pojawią się na czyimś wallu na FB, natkniemy się na nie w poradniku z serii "Jak żyć", albo po prostu usłyszymy je nad głową, czujemy, że "Wow! To naprawdę ma sens! To działa! Biorę to!". Może ta historyjka będzie dla kogoś właśnie takim małym olśnieniem? Mam nadzieję :)

No, to morał mamy, teraz bierzmy się do roboty :) Powodzenia!

A co do tytułu tego wpisu - ostatnio "w okolicy" pojawiło się kilkoro cudownych maluszków, dla których mogę być ciocią <3 Więc czas szlifować umiejętność opowiadania historyjek :)

Komentarze